1. Mój porucznik (II)


    Data: 11.12.2019, Kategorie: znajoma, namiętnie, zakochanie, Autor: KALIOPE

    W ekspresowym tempie zawiązałem muchę i wyskoczyłem z auta. Nie potrafiłem oderwać oczu od jej pięknej twarzy. Miała ogromne niezwykle turkusowo-szare oczy, których głębia prawdopodobnie potrafiła pochłonąć zwykłego śmiertelnika. Miały wyrazistą oprawę dwóch ciemnych łuków brwi. A jej usta, były niczym wilgotne płatki róż o idealnej proporcji. Czarne niczym atrament włosy związane zostały na karku i jaśniały swoim własnym zdrowym blaskiem. Stanąłem obok niej i z niemym zachwytem patrzyłem i patrzyłem i patrzyłem. Z rozbawieniem obserwowałem jej widoczne zmieszanie, to jak szybko poprawiła swój indyjski szal. Patrzyła to na mnie to na swojego dziadka, który nie przestawał mówić.
    
    - Dziadku, czy Twój znajomy mógłby zanieść moje walizki do bagażnika? – Powiedziała prostując się i całkowicie odwracając ode mnie.
    
    - Chaaya, ależ to...
    
    - Oczywiście panno Chaayo, z przyjemnością. – Odpowiedziałem szybko, przerywając Benowi.
    
    - Ale...
    
    - Ben, czy nie po to tutaj przyjechałem? – Zapytałem szybko, modląc się w duchu, aby stary spryciarz mnie nie zdradził.
    
    Widziałem jak się zastanawia, upuszcza podniesioną rękę i poddaje mojej woli. Kiwnąłem lekko głową i posłałem mu niezauważalny uśmiech.
    
    - Dobrze, idź jeśli taka twoja wola, cokolwiek miało by się stać.
    
    Lekko się ukłoniłem i z godnością poszedłem po bagaż. Gdy tylko dotknąłem pierwszej walizki, znów poczułem ten orientalny i charakterystyczny zapach Chaay i Indii, który ze sobą przywiozła. Był on delikatny, lecz z ...
    ... własną charyzmą i niepowtarzalnością. Coś podobnego, ja porucznik jednej z największych londyńskich jednostek przestaję myśleć jak zdrowy na umyśle człowiek. Cóż za kobieta! Ile ona mogła mieć lat? Zastanowiłem się chwilę, dwadzieścia sześć, dwadzieścia siedem lat?
    
    Szybko załadowałem walizki i czym prędzej usiadłem na swoim miejscu obok Bena. Chaaya już siedziała w samochodzie, jednak nie mogła nas usłyszeć, gdyż oddzielała nas ciemna dźwiękoszczelna szyba.
    
    - Paniczu Reganie, czemu nie wyjaśnił jej pan, kim jest? - Zapytał zniecierpliwiony.
    
    - A czy w ogóle cokolwiek mówiłem na ten temat? – Zapytałem podstępnie, bo zdawałem sobie w pełni sprawę, że miał rację.
    
    - No nie... - przerwał na chwilę zamyślając się. - ... jednak mógł panicz. – Wycelował we mnie oskarżycielsko palec.
    
    - Mog...
    
    Moją wypowiedź przerwał głos w telekomie.
    
    - Dziadku, czy mógłbyś opuścić tą barierę i ze mną porozmawiać? – Usłyszeliśmy obydwoje jej melodyczny i spokojny głos.
    
    - Żadnych żartów, Reganie Boltcie. Ostrzegam!
    
    Uniosłem obydwie ręce w oznace poddania.
    
    - Nic nie powiem, obiecuję na moją świętej pamięci babkę Allyson.
    
    - Och Boże Święty, tylko nie na nią. Była największą kłamczuchą, jaką świat znał.
    
    - Dziadku? – ponownie usłyszeliśmy jej głos.
    
    Ben po raz ostatni z grozą spojrzał na mnie a ja tylko się promiennie uśmiechnąłem.
    
    - Najlepiej nic nie mów, bo ostrzegam, że odejdę na tą cholerną emeryturę – powiedział zdenerwowany.
    
    - Ben... - Chciałem go uspokoić, ...
«1234...»