Arystokrata (XIII)
Data: 06.01.2020,
Kategorie:
Brutalny sex
homoseksualizm,
niewolnicy,
Autor: violett
Robert rozpiął krótki, granatowy płaszcz i dostrzegł na koszuli plamę krwi.
– Pierdolone życie… – zaklął cicho.
Cholerny czub!
Dopuścił, aby Savros go sprowokował. Dał się podejść i wyprowadzić z równowagi jakąś głupią gadką.
Robert uderzył pięścią w pień drzewa. Przyspieszając kroku, próbował uspokoić myśli. Jak ostatni debil odegrał się na Drugim, a na dodatek pozwolił ponieść wzburzeniu na tyle, aby zapomnieć, jak Cichy potrafi być szybki i precyzyjny, i że w rękawie zawsze skrywa jakiegoś rzezaka.
Powinien znowu udać się do ambulatorium i sprawdzić ranę po nożu. Dźgnął go niczym żółtodzioba, ale wszystko przez to, że skurwiel dobrał się do Justina w najbardziej upokarzający dla Raysa sposób.
Dziki czas!
Kurwa, zatruty miał ten scyzoryk czy co?
Pomimo sporej dawki analgetyków ból nie ustępował. Dobrze, że Marta nic nie zauważyła, bo jeszcze musiałby się tłumaczyć, a to była ostatnia rzecz, którą chciał się z nią dzielić.
Zatrzymał się przed kamiennym mostkiem, który spinał brzegi kanału łączącego jezioro z rzeką. Przyległ plecami do gładkiej kory starego grabu i wciągnął rześkie powietrze do płuc. Słońce wschodziło coraz wyżej nad ścianę lasu u podnóża pasma gór, których obrzeża stanowiły nierówne warstwy piaskowców. Opadające w dolinki mgły na tle bezchmurnego nieba urzekały i hipnotyzowały.
W życiu by nie pomyślał, że zatęskni do ciszy i spokoju oraz zapomnianego z tej perspektywy widoku domu. Sunące leniwie po tafli jeziora dwa łabędzie i ...
... bezruch panujący w parku sprawiły, że na Raysa spłynęło odprężenie. Zdał sobie sprawę, że bardzo potrzebował wytchnienia i jak bardzo już ma dość życia w ciągłym stresie. Brak snu, napięte do granic wytrzymałości nerwy i pytania, na które nie znał odpowiedzi – to wszystko niebywale irytowało i wyczerpywało psychicznie. Chyba się starzał…
– Tu się zakamuflowałeś!
Robert rozpoznał głos i westchnął przeciągle. Ostatniego, kogo pragnął i spodziewał się w tym momencie spotkać, to tępego Kunaja. Opuścił głowę i przymknął na chwilę powieki. Policzył do pięciu i obiecał sobie, że nie pierdolnie właściciela zachrypniętego od przepicia głosu… Przynajmniej nie w tym momencie.
– Czego? – warknął cicho.
Zwalisty mężczyzna odchrząknął i wyłonił się zza pleców arystokraty.
– Kac męczy? Czy nie było polerki? – Masywny mężczyzna odciął się, po czym nerwowo wytarł usta wierzchem dłoni.
Robert przez jakąś minutę koncentrował się wyłącznie na spokojnym oddychaniu. Z trudem odsunął od siebie wspomnienie masywnego tyłka Wolleya miarowo poruszającego się nad unieruchomionym Justinem.
– Tylko po to się tu przybłąkałeś? – Rays spiorunował spojrzeniem Kunaja, ale zaraz dodał ugodowo: – Co z chłopakami? Gotowi na nowe wyzwania?
Ulga na twarzy Emila była tak wyraźna, że omal się nie roześmiał.
– Ogólnie nieźle. – Mężczyzna wyciągnął paczkę papierosów i skierował do Roberta.
Przez jakiś czas obaj w milczeniu zaciągali się dymem.
– Młody ledwie żyje i rzyga dalej, niż widzi ...