1. Arystokrata (XIII)


    Data: 06.01.2020, Kategorie: Brutalny sex homoseksualizm, niewolnicy, Autor: violett

    ... niezdyscyplinowanej formacji. Nieobliczalny i niebezpieczny, jak kot chadzał własnymi ścieżkami, znikał na całe tygodnie, nie dając znaku życia, aby później nie odstępować grupy nawet na krok przez kilka miesięcy i aż do następnego razu. Nikt nigdy nie mógł być pewny, kiedy pojawi się za plecami i z jakimi intencjami. – Wchodzisz mi w drogę, przeszkadzasz, nie szanujesz mojej własności…
    
    Poczuł, jak nacisk palców Armanda w rozpaczliwym odruchu obronnym na jego przedramieniu zaczął słabnąć, opór napiętego ciała malał. Do Roberta dotarło, że za mocno przydusił niższego i drobniejszego mężczyznę.
    
    – Puść… – żałośnie słaby charkot wydobył się z krtani Cichego. – Pu…
    
    – Powiedziałeś, że jest nam po drodze – Robert szeptał mu do ucha irytująco łagodnie, jednocześnie powoli zwalniając chwyt. – Na razie, więc niech tak zostanie, ale pamiętaj, każdy musi umrzeć, z tym że ten, kto stanie przeciwko mnie, umrze dużo za wcześnie!
    
    Rays odepchnął chwiejącego się na nogach Cichego na tyle daleko, aby ewentualnie nie mógł ponownie zaatakować ulubionym i ostrym jak brzytwa hajtokiem, którego bez wątpienia gdzieś skrywał. Kiedy Savros koncentrował się na utrzymywaniu równowagi i łapaniu oddechu, Robert nie bez przyjemności spoglądał na aroganckiego arystokratę, starającego się zamaskować zażenowanie i zaskoczenie. Przez chwilę zmierzyli się wzrokiem. W oczach Armanda dojrzał żądzę mordu za upokarzającą bezradność i nie miał wątpliwości, że nie zostanie mu, to nigdy zapomniane. Od tej ...
    ... chwili zawsze powinien mieć się na baczności, a pomysł Marty, aby stanął na czele Rady, w tym momencie wcale nie był taki niedorzeczny. Życie stałoby się o wiele prostsze i wygodniejsze, szczególnie kiedy barany z Trybunału same pchały się na rzeź, a Cichy mógł okazać się najsłabszym ogniwem tam, gdzie potrzebował pewnego i stabilnego zaplecza.
    
    – Pojebało cię? – odezwał się zachrypniętym głosem. – Mogłeś uszkodzić mi struny głosowe… – Mówienie sprawiało Cichemu wyraźną trudność, ale kąśliwość w żadnym wypadku nie ucierpiała. – Wiedziałem, że lubisz od tyłu… zachodzić, ale aż tak? Skąd więc u twego osobistego takie oralne zdolności?
    
    Robert zapamiętawszy wczorajszą lekcję, zrobił krok do przodu i zachowując bezpieczną odległość, stanął twarzą w twarz z kumplem. Mimo lekkiej irytacji uśmiechnął się, lubieżnie przejechał językiem po dolnej wardze, po czym powiedział obojętnym tonem:
    
    – Nie wysilaj się, nie masz, co liczyć, że dowiesz się, jak to z nim robię. Za mocno jesteś zeszlifowany i… – udał, że szuka odpowiednich słów.
    
    Bez urazy, ale ja kolekcjonuję klejnoty, a ty jesteś tylko pospolitym kruszywem. – Rays zignorował pełne wyzywającego napięcia sapnięcie i niepokojące cofnięcie się Cichego. – A teraz pozwolisz, że nie dotrzymam ci towarzystwa, bowiem mam lepszy pomysł na spędzenie tak interesująco rozpoczętego przedpołudnia.
    
    – Rays, dupku, dopadnę cię – wymamrotał wytrącony z równowagi Armand. – Zapłacisz mi…
    
    Robert zbagatelizował jego słowa i przerwał w pół ...
«12...8910...27»