1. Arystokrata (XIII)


    Data: 06.01.2020, Kategorie: Brutalny sex homoseksualizm, niewolnicy, Autor: violett

    ... krótko Kunaj. – Nie musisz mi przypominać.
    
    – Mówi się, że wypadek… – wtrącił Robert. – Przynajmniej taki był oficjalny komunikat.
    
    – I był! Tak było! – uniósł się. – Nie chcą mi wierzyć, ale tak było…
    
    – Wierzę ci – uspokoił osiłka. – Zresztą teraz, to już nie ma znaczenia. Minęło tyle lat…
    
    – I co z tego, że minęło? Wiele oddałbym, aby cofnąć czas. Nie wiesz, jak to jest żyć z piętnem bratobójcy.
    
    Rozgoryczenie w głosie mężczyzny aż nadto wskazywało, że sprawa śmierci pierworodnego Wolleyów wciąż jest dla niego żywa.
    
    – Każdy ma coś na sumieniu. Ma też „swojego brata”… – Robert mruknął do siebie.
    
    – Było minęło! – Kunaj klasnął w dłonie i gwałtownie się odwrócił. – Myśl, Robson, myśl tym swoim ścisłym rozumkiem nad tym, co ci powiedziałem, bo szykuje się chryja. Nie wiem jeszcze jaka, ale bądź pewny, że się dowiem, tylko żeby wtedy nie było za późno…
    
    * *
    
    Robert zaparty o ścianę z satysfakcją obserwował, jak Cichy bezskutecznie ponawiał próby uwolnienia się z jego uścisku. Podszedł Milczura cicho i bezszelestnie, gdy ten stał za winklem filara i swoim zwyczajem obserwował chłopaków. Początkowo miał zamiar przejść niezauważony, ale nie mógł powstrzymać się, żeby nie skorzystać z takiej okazji. Chwycił go od tyłu prawym przedramieniem za szyję i dociskał lewą dłonią, uniemożliwiając mężczyźnie oddychanie.
    
    – I co, przyjacielu, zatańczymy teraz? – zapytał czule, jakby szeptał do kochanki.
    
    – Oo...odpier...dol się, czuubie… – Armand wychrypiał z ...
    ... trudem. – Puść mnie…
    
    – Jakoś dzisiaj nie masz humoru – zakpił i chuchnął mu w ucho. – Nie miałeś co szlifować?
    
    Savros starał się odeprzeć atak Raysa i uderzyć go ręką w twarz, ale Robert zwiększył nacisk.
    
    – Nie szarp się… – mruknął arystokrata. – Zrobisz sobie krzywdę… Przecież wiesz, jak to działa – zakpił. – Dostaniesz wylewu u nasady grzbietowej ozora… tak, tak, dokładnie tam, gdzie tak lubisz niewolnikom pchać swego fiuta… a i na pewno w mięśniach szyi… – Cichy rzucił się ponownie, ale Rays był przygotowany na taką ewentualność i wcisnął dwa palce w okolice chrząstki tarczowatej. – Wepchnę ci grdykę, powolutku i dokładnie… Wiesz, co będzie? Wiesz… Rozdęcie płuc, obrzęk mózgu… Wielu by pragnęło takiego, jakby to ująć, zrządzenia losu. Wielu…
    
    – Rays… chuju… zapierdolę cię… – Armand jeszcze raz się rzucił, ale tylko zachwiało nimi obydwoma. Na oswobodzenie się z silnego uścisku nie miał szans.
    
    – Wiesz, jak ja to robię z nim? – Robert rozkoszował się bezsilną wściekłością kompana. – Chcesz się dowiedzieć? Na pewno chcesz…
    
    – Robert, puść… skurwysy...nu… udusisz…
    
    – Myślisz, że możesz się równać ze mną? Z Raysem… – Z trudem panował nad perwersyjną chęcią zrobienia mu krzywdy, a powstrzymywała go tylko świadomość, że lepiej zrobić to rękoma kogoś innego. Robert wciąż miał w głowie słowa Kunaja na temat Cichego. Niejednokrotnie zastanawiał się nad niejasną pozycją Savrosa w ich kompani. Zanim pojawił się w niej Rays, Armand był nieformalnym przywódcą kompletnie ...
«12...789...27»