Gwiazdeczka cz. bonusowa (Zdzi*a tom II)
Data: 31.05.2019,
Autor: Kocwiaczek
– Nie tędy! Źle jedziesz! – Michał darł się, dzierżąc w łapach atlas samochodowy. – Miałeś skręcić dwie ulice temu! Przecież ci mówiłem, dupeczko!
– Jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to sam będziesz kierował tym pierdolonym ogórkiem! – Andrzej irytował się coraz bardziej, szarpiąc nerwowo za drążek zmiany biegów. Zapakowany po brzegi Volkswagen Caravelle, kołysał się lekko na boki, biorąc kolejne zakręty.
– Panowie, język! – wtrąciła się z tyłu Jadwiga, grająca z Ksenią w „wojnę”. – Jedzie z nami dziecko!
Popatrzyłyśmy z Asenią po sobie i wybuchłyśmy niekontrolowanym rechotem. Utarczki chłopaków trwały już kilka godzin, więc miałyśmy z nich taką pompę, iż ledwo wytrzymywałyśmy do kolejnych przystanków na siku. Najpierw pokłócili się, który ma prowadzić. Potem o zapakowanie toreb podróżnych. Później o to, czego mamy słuchać. Dobrze, że ostatnio zaczęłam wplątywać we włosy sześciokątny ołówek, dzięki czemu udało się odratować ulubioną kasetę JJ-a, a tym samym piosenkę, o jakimś tam polityku, co „miał dać nam mięsa”. Słuchał kawałka aż do znudzenia, ale w sumie wpadał w ucho, więc darowałam sobie dodatkowe docinki.
Gubiliśmy się już któryś raz, jednak tylko mnie to bawiło. Droga do Rowów dłużyła się niemiłosiernie, ale wcale nie chciałam jej zbytnio przyspieszać. Miło było spędzać czas pośród bliskich, zatem czerpałam radość z samej podróży. Na ustach błąkał się delikatny uśmieszek, a oczy rozjarzał blask. „Czy mogło być coś przyjemniejszego?”.
Po drodze ...
... odwiedziliśmy Gdański Ogród Zoologiczny. W sumie nie wiem kogo bardziej to ucieszyło – mnie czy Ksenię. Gdy chodziłam jeszcze do podstawówki, nasza klasa pojechała na wycieczkę do zoo, ale pech chciał, że akurat dzień wcześniej zachorowałam na świnkę. Później zaś miałam zbyt wiele na głowie, by myśleć o czymś tak przyziemnym. To była więc pierwsza wizyta w tego typu przybytku, zatem ekscytacja sięgała zenitu. Widok każdego zwierzęcia napawał mnie zdumieniem i niepohamowaną radością. Skakałam z małolatą od klatki do klatki i piszczałam równie głośno, co ona. Gdzieś przy nosorożcu powróciło do mnie pytanie, czy chłopiec i dziewczynka z mojego snu, będą kiedyś tak samo beztroscy. Miałam ogromną nadzieję, że tak jak i ja, odnajdą upragniony spokój…
Moja umorusana watą cukrową gęba, rozbawiła wszystkich dookoła, jednak Andrzej poszedł o krok za daleko i zaczął ochoczo zlizywać pozostałości z ucukrowanego policzka. Ksenia stwierdziła, iż „sami jesteśmy jak zwierzątka”, po czym rzuciła się do lizania palców Michela niczym kotek. Spaliliśmy szybkiego buraka, a karcące spojrzenie Jadzi i Asenii, tylko pogłębiło barwę palących się na czerwono policzków.
Później byliśmy już grzeczni. Dojechawszy do ośrodka, każdy wziął swoje bagaże i pomaszerował z drugą połówką na hacjendę. Rzecz jasna, ja swój pokój dzieliłam z JJ-em, Asenia z Michelem, zaś Jadzia z małą Ksenią. Dziewczynka tak się do niej przywiązała, że nazywała ją „babcinką” i nie odstępowała mojej matki na krok. Asi i mały Mi ...