1. Gwiazdeczka cz. bonusowa (Zdzi*a tom II)


    Data: 31.05.2019, Autor: Kocwiaczek

    ... oderwałam wargi i zjechałam niżej, całując i lekko kąsając kosteczki na szyi. Uwielbiałam to miejsce. Słoność potu i morskiej wody mieszała się tutaj z męskim zapachem, który działał jak afrodyzjak. W odpowiedzi JJ przycisnął mnie mocniej do siebie. Wzwód w krótkich spodenkach był aż nazbyt wyraźny. W końcu więc wymruczał:
    
    – Wracajmy, bo jeszcze zrobię coś niestosownego…
    
    Uniosłam głowę do góry i uśmiechnęłam szeroko ryjek:
    
    – Sounds like a plan…
    
    Pociągnęłam łysolka w stronę budki ratownika. Przez chwilę patrzył zdumionym spojrzeniem, ale gdy zaczęłam wchodzić po szczebelkach na górę, częstując go widokiem wilgotnych już majtek, prędko podążył moim śladem. Nie minęło kilka sekund, a przywarliśmy do siebie ponownie. Pocałunkom i ocieraniu nie było końca. Po chwili zapomniałam o chłodnym wietrze, a gęsią skórkę zastąpił gorący dotyk zniecierpliwionych dłoni… i nie tylko. Czując go w sobie, wychodzącego i wbijającego się ponownie, miałam wrażenie, iż nie istnieje bardziej szczere wyznanie miłości dwojga spragnionych siebie ludzi. Robiłam to wiele razy, ale tylko z nim z takim oddaniem, prawdziwym jękiem i nieudawaną na koniec ekstazą. „Jak to się stało, że ten niepozorny Endrju zalazł mi tak za skórę?”. Pomiędzy gwiazdkami wirującymi nad głową mogłam jedynie wywiesić transparent z napisem: „Chuj knows?”. I w sumie w zupełności mi takie wyjaśnienie wystarczało. Najważniejsze… iż w końcu byłam szczęśliwa.
    
    ***
    
    Kroczyłam wąskim i obskurnym korytarzem, stukając ...
    ... kamaszami o brudne linoleum. Mundur maskował niestety damską sylwetkę, jednak z czasem przekonałam się do tego outfitu. Nosząc go, byłam ważna, pewna siebie i wręcz niezwyciężona. Lubiłam nową robotę, bo mogłam rozładować piętrzące się emocje, a i wciskanie za kraty różnych degeneruchów, dawało mega satysfakcję. Dziś jednak postanowiłam dokończyć pewną palącą sprawę. Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła wszystkiego tak, jak nakazywało mi moje „ja”. „W końcu każdy głupi miał swój rozum…”.
    
    Drzwi od celi otworzyły się z głośnym szczęknięciem. Strażnik pokiwał do mnie z lekkim uśmiechem, na co skinęłam poważnie głową. Nie wchodziłam w głębsze relacje. „Zimna suka”, pasowało jak ulał do postaci, którą grałam na służbie. W domu, to co innego. „Moja gorąca kluseczka”, wjeżdżało na house za każdym razem, gdy przekraczałam próg wspólnego lokum. JJ nie tylko pokochał współlokatorkę i jej wypieki, ale też wszystkie zmiany jakie wprowadziłam w mieszkaniu. W końcu nie bez przyczyny przytargałam ponownie pled i żółty klosz z antykwariatu.
    
    W celi zastałam więźniów wciągających kartoflankę. Zgodnie z oczekiwaniem, tatuńcio na mój widok upuścił łyżkę i o mało nie zakrztusił się kawałkiem ziemniora. Pozostali zaś wybałuszali gały, próbując połączyć niezaprzeczalne podobieństwo naszych pysków. Postanowiłam więc wyręczyć ptasie móżdżki i podałam odpowiedź na tacy:
    
    – Witaj, tatku. Tęskniłeś?
    
    Ojciec nie był w stanie wydusić najmniejszego słowa. Trzymając się za serce, podniósł cielsko i ...