Gwiazdeczka cz. bonusowa (Zdzi*a tom II)
Data: 31.05.2019,
Autor: Kocwiaczek
... mieli więc w końcu okazję pobaraszkować bez widowni, co obydwoje przyjęli z szaleńczym błyskiem w oczętach. Tworzyli zgraną parę już od kilku lat i choć nigdy bym się tego nie spodziewała, planowali niebawem wziąć ślub. „Forrest Gump miał sto procent racji. Życie naprawdę jest jak mieszanka wedlowska. Co z tego, iż kiedyś najbardziej lubiłam Irysy, skoro dzisiaj z taką samą chęcią wpieprzam Bajeczne?”.
Po rozpakowaniu, nie mieliśmy nawet chwili czasu na amory, bo młoda tak piszczała do morza, że nawet Jadzinka nie mogła opanować jej entuzjazmu. Wskoczyliśmy więc w kostiumy i kąpielówki, a na stopach każdy dumnie nosił „Kuboty”. Z bumboxem na ramieniu, Michel ruszył przodem, a rewia barw, którą sobą prezentowaliśmy, podążyła jego śladem.
„Zapytacie, czy lubiłam morze?”. Rzecz dyskusyjna. Na pewno nie cierpiałam wbijającego się w dupsko piasku. Zresztą sama miejscowość „Rowy”, od razu przywodziła na myśl to skojarzenie. Jednakże… w doborowym towarzystwie czułam się na właściwym miejscu. „Co z tego, iż poparzyła mnie meduza, spiekłam buzię na raka, a skóra na plecach po kilku dniach odchodziła płatami?”. To pestka w porównaniu do miło spędzonego czasu, kupy śmiechu, przytyków pełnych podtekstów i gorących nocy. A skoro o tych ostatnich mowa…
Pewnego upalnego wieczoru, kiedy rozeszliśmy się po kolacji do pokojów, zaproponowałam JJ-owi przechadzkę brzegiem morza. Byliśmy po misce chłodnika z jajkiem (który nawiasem mówiąc miałam ochotę wylać na siebie, by schłodzić ...
... ciało), a do tego „metrze piwa” – wygranym przeze mnie w karaoke za śpiewanie piosenki Edyty Górniak „To nie ja”. Dopisywały nam zatem humory, toteż nie miałam jeszcze ochoty na sen. Zaciągnęłam więc lubego na wyludnioną już plażę, gdzie tylko mała plameczka zachodzącego słońca odbijała się na morskich falach. Wiatr targał spiętymi klamrą włosami, a sukienka podwijała się do góry jak u Marylin Monroe. Pod spodem miałam jedynie dół bikini, który ukazywał połowę tyłka. Andrzej chętnie obciągnął kieckę w dół, łapiąc za pośladek i przytrzymywał ją tak, „żeby nie podwiewało”. „Już ja ci, draniu dam” – uśmiechnęłam się ironicznie, powtarzając gest na męskich szortach. Wsunęłam dłoń w kieszeń na zadku i ścisnęłam mocno przez materiał. Podskoczył śmiesznie do góry i z głośnym „osz, ty”, porwał swoją lejdi w objęcia.
Zakręciwszy się kilka razy wokół własnej osi, w końcu stanęliśmy boso na mokrym piasku. Klapki leżały porozrzucane nieopodal, ramiączko kiecki zjechało do dołu, a góra męskiego T-shirtu znacznie przekrzywiła, ukazując wydatne kości obojczyka. Nasze spojrzenia się skrzyżowały i po prostu nie mogliśmy opuścić wzroku. Wówczas Andrzej pochylił twarz do pocałunku. Słońce zaszło już całkowicie i tylko nikłe światło księżyca sprawiało, że twarz ukochanego wyglądała dojrzalej i bardziej drapieżnie. Oczy błyszczały, a na wargach błąkał się delikatny uśmieszek. Wpiłam więc usta w mięciutkie poduszeczki i pozwoliłam pląsać językowi w jedynie jemu znanym tańcu. Po chwili jednak ...