Weselna opowieść
Data: 20.01.2020,
Autor: gonzo
... żeby Krycha dotrwała chociaż do oczepin. Na początku szło nawet nieźle. Do obiadu wypiła tylko 25 ml. Później zaczęły się jednak tańce, a nam łapki kleiły się do różnych cioć i kuzynek, więc świadkowa chodziła samopas. Jeszcze kiedy na stół wjechały galarety – Krystyna trzymała się mocno. Przy faszerowanych rybach lekko słaniała się na nogach, ale przy ciastach popłynęła na całego. Drzemała przy stole opierając się na dłoniach ze wzrokiem utkwionym w śledziu po japońsku, jakby rozkminiała etiologię jego nazwy. Trzeba coś zrobić – pomyśleliśmy. I wtedy Tadek wpadł na ten brzemienny w skutkach pomysł...
- Zabunkrujemy ją w szatni – powiedział. - Jak się prześpi ukryta między płaszczami, to do północy dojdzie do siebie.
Tak też zrobiliśmy. A następnie rzuciliśmy się w wir zabawy. Te zakąski, ta zimna wódeczka. Te młode dziewczęta i dojrzałe mamusie. Jedne i drugie żądne wrażeń. I my pośród nich jak młode lwy na polowaniu. Jak się młoda antylopa wyrwała, to dopadło się ociężałą gnu. Jednym słowem: "...tańce, hulanka, swawola...”
Tak nam się to spodobało, że zapomnieliśmy zupełnie o Kryśce. Przed dwunastą przyszła panna młoda i pyta nas o nią. My – spokojna twoja wyczesana! Dochodzi do siebie w szatni.
- No to już czas ją obudzić – mówi Agnieszka - bo niedługo oczepiny i ona jest niezbędna.
Tadeusz poszedł po nią, ale po chwili wraca i mówi, że Krychy nie ma.
- Jak to nie ma! - pytam – A co na to szwejk z szatni?
- Twierdzi, że poszła jakiś czas temu do ...
... toalety i już nie wróciła – odpowiada Tedi.
- Kurwa no to mamy problem! - stwierdziliśmy
Widzimy jak Aga zerka na nas pytającym wzrokiem. Machamy do niej, że zaraz wrócimy i rzucamy się na poszukiwania. Najpierw bierzemy na spytki młodego kota z szatni. Ale ten z głupią miną powtarza nam historię z kibelkiem. Idziemy, więc do damskiej toalety. Swoim wejściem wzbudzamy popłoch i głupie komentarze kobiet w stylu: ale was przypiliło chłopcy! Krychy jednak nie znaleźliśmy. "Co teraz - myślimy?” Stoimy tu jak chuje na weselu i nie bardzo wiemy co dalej robić. Obok nas przechodzi dwóch młodych żołnierzy i słyszymy jak jeden do drugiego mówi – ja pierdolę nie przypuszczałem, że sobie porucham na kompani. Prędzej bym pomyślał, że ten chuj kapral mnie wyrucha – tak się do mnie przypierdolił. I wybuchnęli śmiechem. Coś nas tknęło. Zatrzymujemy ich i pytamy o co biega. Oni na początku trochę się stawiali, ale jak ich postraszyliśmy dowódcą, to rura im zmiękła. Mówią nam, że dyżurny spotkał błąkająca się po kompani laskę z wesela. Podobno była tak nawalona, że nie wiedziała gdzie jest. Chłopaki powiedzieli, że ją odprowadzą na imprezę. A tak naprawdę zaciągnęli ją do pakamery i teraz wszyscy dymają ją po kolei.
- Dobra! - pytamy – Gdzie jest ta pakamera? Oni nam wytłumaczyli, co i jak.
Idziemy ciemnym korytarzem, a potem schodami w dół. Po drodze mija nas dwóch szwejów i zagadują – Wy też idziecie podupczyć? My coś tam burknęliśmy pod nosem i przyśpieszyliśmy kroku, bo czujemy, że ...