1. "ROK 2064" - CZĘŚĆ PIERWSZA: „ZONA NUMER...


    Data: 31.05.2019, Kategorie: Geje Autor: yake01

    „Kurwa, jak ja nie znoszę listopada” myślałem, omijając chodnikowe kałuże na Alei Legionów, kierując się w stronę Placu Kościuszki, gdzie znajduje się mój przystanek autobusowy. Dziś samotnie wracałem późnym popołudniem do domu, spiesząc się na autobus. Pora zimnych wiatrów, szaro-bure ulice, a ludzie wkurwieni, odziani w ciepłe łachy, pozbawione kolorów. Latem na ulicach nawet takiego zadupia jak Łomża, można się przechadzać z przyjemnością. Czasem jest na kim oko zawiesić. Teraz z tego miejsca wyłazi jego prowincjonalność. Drzewa, krzaki dawno ogołocone z liści, ciągle pada, zimno i ciemno. O tej porze roku widać dopiero, jak to miasto jest brzydkie. Przypadkowa, powojenna zabudowa, miesza się z pretensjonalnym bałaganem ostatnich lat. „Gród nad Narwią” – miasto wojewódzkie, czyli koszmarna Polska rzeczywistość miast średniej wielkości. Zniszczonych przez wojenną zawieruchę, odbudowanych bez składu i ładu przez komunistów. To miejsce nie ma żadnego uroku, lekkości. Nie dosyć, że teraz piździ i podmuchuje, czyli pogoda seksualna, to masz wrażenie, że oblepia cię jakaś lepka i brudna magma.
    
    Dziś walcząc z chłodem i deszczem, nie mam ochoty na codzienny obchód po centrum miasta. Spieszę się do domu, by wygrzać się w gorącej kąpieli i odprężyć po kolejnym, nudnym szkolnym dniu. Pod szkołą zostawiłem swoje przyjaciółki Ankę, Katarzynę i Justynę, które też dojeżdżają z pobliskich wsi i miasteczek. Codziennie po lekcjach łazimy Długą, Krótką, Farną, Dworną zaglądając do ...
    ... sklepów i zajadamy się ulicznym żarciem. Czasem wybierzemy się do kina Milenium, na jakiś film ale i tak nasz rytuał kończymy w autobusach komunikacji miejskiej. Dziś nie miałem ochoty na naszą popołudniową włóczęgę i klnąc pod nosem na „okoliczności przyrody” gnałem na najbliższy czerwoniak. Już w autobusie przyklejony do szyby, beznamiętnie patrząc na dobrze mi znaną drogę, rozmyślałem o rutynie i nudzie, w której byłem zatopiony. Przyszłość też nie zapowiadała się lepiej, a o przeszłości i teraźniejszości szkoda gadać.
    
    Minął ponad rok od moich „upojnych” spotkań z Edwardem, który dzięki zrządzeniu losu przeniósł się do lepszego świata, tak bynajmniej twierdzi księga i ksiądz proboszcz. Cóż, jego „sportowy tryb życia” osłabił ściany naczyń krwionośnych i w marcu tego roku doznał rozległego wylewu. Jako, że Edward niespecjalnie się socjalizował, dopiero po trzech dniach został odnaleziony przez listonosza na kuchennej podłodze. Jego odejście nie wywołało u mnie żadnych głębszych refleksji, czy lawiny wspomnień. Podczas uroczystości żałobnej nudziłem się i myślałem o pierdołach. Czy jestem sukinsynem? Czy powinienem uronić łzę? Był to przecież mój pierwszy facet. Teraz Edward, a właściwie jego hektary, poszerzą moje rodzinne włości, bo po nowym roku ojciec odkupuje gospodarstwo Gawrońskiego od spadkobierców. Nie jest to dobra wiadomość, bo już matka zapowiedziała mi, uszczuplenie wydatków. Kurwa, trzeba oszczędzać przez tę inwestycję. Ja rozumiem, że to przyszłość moich braci, ...
«1234...10»