Ciało Boże
Data: 22.01.2020,
Autor: Sinner
– Aniu, może jeszcze serniczka?
– Jak tak będziesz ją zachęcać, to nigdy nie doczekamy się wnuków.
– Oj, dajcie spokój dziewczynie, zdrowo wygląda.
– Kochana, ale po trzydziestce to nie wystarczy, żeby znaleźć męża.
Chcę. Stąd. Wyjść.
– A dajcie spokój, kto to widział z tą Ukrainą...
– Od Boga się odwracają, do kościoła nie chodzą, to i Pan Bóg odwrócą się od nich. Nasza Anka też mszy unika jak diabeł wody święconej.
Wdech. Wydech. To tylko święta, jak co roku. Po co łudziłaś się, że może być inaczej.
– No, Aniu, to kiedy?
– Co, kiedy? – niechętnie wracam świadomością do dyskusji przy stole.
– Kiedy przyprowadzisz nam jakiegoś kawalera?
Deszcz. Znowu. Zapowiadali słońce na Wielkanoc, ale tutaj to zawsze pogoda pod psem.
– To ja cię podwiozę do miasta chociaż.
– Andrzej, no co ty! Piłeś, kontrola ci zaraz mandat wlepi – oburza się matka.
– Poczekam na autobus, tato.
Całuję ojca w policzek. Obładowana jedzeniem na najbliższy tydzień żegnam się z resztą rodziny i wreszcie uwalniam od ich oceniającego wzroku. Najgorsze jest to, że czuję w nich… litość. Jakbym nie mogła być szczęśliwa jako samotna, spełniona zawodowo kobieta. To znaczy, nie jestem, ale z innych powodów niż po prostu brak kandydata do dzielenia kredytu hipotecznego. Docieram na przystanek, z którego najbliższy, jedyny tego dnia autobus do miasta, odjeżdża za dwadzieścia pięć minut. Tutaj, na Wschodzie, wykluczenie komunikacyjne to smutna rzeczywistość. Gdy jeszcze ...
... uczyłam się w Białymstoku, klęłam na te ograniczenia, ale dziś już mi nie przeszkadzają. Może to i lepiej, że ta zapadła dziura jest odcięta od świata. Wpatrzona w telefon nie zauważam, że na przystanku pojawił się jeszcze ktoś.
– Przepraszam, która godzina? – ciszę przerywa męski głos.
– Za osiemnaście...
Podnoszę głowę i głos więźnie mi w gardle. Na chwilę zapominam, jak się oddycha.
– Anka...
Kurwa. Nadal boli. Moje imię w jego ustach brzmi dokładnie tak samo jak kiedyś.
Mężczyzna zajmuje miejsce na drugim końcu ławki, jak najdalej ode mnie. Przez chwilę słuchamy tylko szumu deszczu. Okolice wydaje się martwa, wszyscy zamknięci w ciepłych domach ze swoimi rodzinami. Tylko my, wyrzutkowie z wyboru, marzniemy w samotności.
– Dawno cię nie widziałem. To... co u ciebie?
– Naprawdę, nie musimy rozmawiać.
Osiemnaście minut.
– Ale powinniśmy. Ja muszę... chcę cię przeprosić.
– Nie przyjmę tych przeprosin.
Rzucam okiem i na jego twarzy widzę mieszankę smutku i zaskoczenia.
– Janek – dziwnie jest znowu wypowiedzieć jego imię. – Dla ciebie wybaczanie jest proste, ale w rzeczywistości jest inaczej.
– Znam rzeczywistość. Lata zajęło mi, żeby spojrzeć w lustro bez wyrzutów sumienia.
Deszcz. Cholerna ulewa.
***
– Jezu, jak leje! – muszę niemal krzyczeć, żeby usłyszał.
Koszulka lepi mu się do ciała podkreślając ładnie zarysowane mięśnie. Nie jest typem sportowca, ale wystarczy, żeby w jego objęciach poczuć się bezpiecznie. Zabawne, że ...