Slumsy. Marta i dyrektor - kolejna wersja III
Data: 06.02.2020,
Autor: Historyczka
... jedną nogę, to na drugą. W ten sposób eksponowała raz prawy pośladek, raz lewy. Obaj urzędnicy mało zerkali w dokumenty. Ich wzrok szukał zupełnie innego obiektu. Obaj zgodnie uznali, że obiekt ów jest dostatecznie okazały i bardzo dobrze zbudowany…
"Czują jak wbijacie oczy w mój zadek! Pewnie myślicie o jednym, o tym, żeby mi zadrzeć spódnicę!? Ale dlaczego ja też wyobrażam sobie to samo?"
Marta grała swoją rolę. Trzymając usta w „dziubek” pozowała na biedną, bezradną kobietkę, zafrasowaną losem swojej matki chrzestnej. Starała się mizdrzyć do Ptaka i zastępcy.
– Panowie tak wiele mogą… na pewno znajdą jakieś rozwiązanie… – Łopotała długimi rzęsami.
"Oj na pewno gnojki wiele możecie... a już na pewno możecie sobie wyobrazić, jak we dwóch rozkładacie mnie na tym biurku... oj, poradzilibyście sobie ze mną w takiej przewadze..."
Marta sama zganiła się za swoje myśli, w których wyobraziła siebie rozłożoną na blacie i ulegającą dwom urzędasom na raz.
Mężczyźni, jakby przejrzeli jej myśli. Wpatrywali się, jak sroka w kość, na jej nogi, na pupę, na biust.
Pryncypał znów szepnął na ucho swemu zastępcy.
– Zobaczysz. Będzie dobrze. Co za szprycha! Nie ma mowy, żebym takiemu dziewuszysku przepuścił!
Marta trochę usłyszała, trochę się domyśliła.
"Czyżby namawiali się na mnie? Szprycha? Czyli uważają mnie za niezłą dżagę... to miło... ale - nie przepuścić? - ciekawe co też takiego knują???"
Dyrektor z powrotem zabrał nauczycielkę do swojego gabinetu. ...
... Miał na nią tak wielką chrapkę, że układał sobie w głowie słowa – jak jej zasugerować, że jeśli ona mu ulegnie, on załatwi mieszkanie ciotce.
– Pani Martusiu… – obejmował ją familiarnie – może i coś dałoby się zrobić…
– Ojej! Panie dyrektorze! Wiedziałam, że jest pan zacnym i wpływowym mężczyzną! – egzaltowała się kobieta.
Ptaka podniecała ekscytacja nauczycielki. Gładził ją dłonią po plecach. „Jak tu by to powiedzieć?”
– Tylko wie pani, że to nie jest takie proste… – Dłoń na plecach wykonywała silne ruchy, niczym przy masażu.
– Ależ doskonale zdaję sobie sprawę, że trudno… Ale, myślę, że tak operatywny i energiczny menadżer jak pan, poradzi sobie z tym wyzwaniem… - nieustannie łopotała rzęsami, patrząc mu prosto w oczy.
– Hmmm… pani Marto… to będzie wymagało ode mnie jednak pewnego poświęcenia… – Dłoń Ptaka masowała już nie tylko plecy, ale delikatnie zapuszczała się też na pupę – nie wiem, czy mnie pani rozumie…
Dziewczynę zelektryzowało, gdy poczuła na tyłku rękę dyrektora. Nie wiedziała, co robić. Nie odpychała ręki, ale postanowiła zmienić pozycję, aby uniemożliwić zaloty urzędasa.
– Może usiądźmy? – zaproponowała i szybko usadowiła się na kanapie.
Ptak już był przy niej. Usiadł i natychmiast znów ją objął. Drugą rękę położył na kolanie nauczycielki. „Pokazać kolanka… a może coś więcej” – jak drzazga tkwiły jej w głowie słowa Cudzesa. Dyrektor delikatnie gładził kolana i uśmiechał się, patrząc w oczy. Jakby chciał bez słów zasugerować – "ja dam ...