Rogacz.
Data: 20.03.2020,
Kategorie:
Tabu,
Autor: Marcepan79
Dokładnie 12 listopada zeszłego roku wyprowadziłem się z domu. Dokładnie o 19:20 zatrzasnąłem za sobą drzwi. Ale klucze jeszcze wziąłem. Wiedziałem, że następnego dnia rano będę musiał wrócić i tak po swoje rzeczy. Wszystkie. Potem była separacja. Bardzo krótka. W końcu jako mecenas potrafię przyśpieszyć i ułatwić pewne sprawy. Rozwód był w marcu tego roku. Dokładnie 3-go podpisaliśmy dokumenty. Zrobiłem tak, że nikt o nic nie pytał, nie było żadnych wyjaśnień, prób rozmów, czy ratowania małżeństwa. Syn oczywiście został przy niej. Jakoś nawet nikt się nie dziwił, że o niego nie walczyłem. Tym lepiej dla mnie. Teraz już nie, ale jeszcze nie tak dawno zastawiałem się jak mogłem tego wcześniej nie dostrzec. Teraz mi już minęło. Dziwne, niby trauma, ale teraz mam to już w dupie.
Ale kto by mógł przypuszczać? Do głowy by mnie nie wpadło! Jako prawnik widziałem i słyszałem już różne rzeczy, ale coś takiego? Tak na 100% zacząłem podejrzewać i mieć niemal pewność w momencie kiedy wychodziła z nim niby, do galerii handlowej, niby do kina, niby na jakiś tam spacer, czy rowery. Ubierała się tak jakby wychodziła na imprezę. Najlepsze ciuchy, buty, makijaż niemalże wieczorowy, fryzura. Ona czasami chodziła do fryzjera żeby jej specjalnie włosy zrobił na wyjście. Wracała w stanie dość… zmierzwionym. Zacząłem wypytywać młodego, czy matka nie odstawia go gdzieś tam, daje kasę a sama idzie w tango. Ale nie, zarzekał się, że przez cały czas są razem. Do czasu wierzyłem. Zawsze umaiła o ...
... siebie zadbać. Była… ech… jest piękna. Cóż, przecież dlatego ją wybrałem! Jakiś czas temu zrobiła sobie cycki. Ale nie jakieś na porno lalę. Takie z wyczuciem i umiarem. Ponoć dla mnie. Poprawiła też nieco usta. Ale znowu, nie na porno glonojada, ale tak że wyglądały idealnie w każdej sytuacji. Te wyjścia już mnie upewniły, że coś jest nie tak, ale przecież tak naprawdę sygnały miałem już dużo wcześniej. I to nie jeden, a kilka.
Kilka miesięcy temu mój kolega, który jeszcze na przełomie lat 80-tych i 90-tych wyjechał z rodzicami do Kanady za chlebem, wrócił i postanowił odbudować swoje polskie korzenie. Tam dorobili się na deratyzacji (no kurwa niemożliwe, takie Kanadole czyściochy, a szczury mają?), ale u nas w kraju ten biznes nie wypalił tak jakby sobie tego życzył. Ale miał plan B. Wybudował sobie dom na Mazurach. Co tam dom! Dworek właściwie! I jeszcze jeden, tylko 3 razy większy, niedaleko obok. Zrobił z niego ekskluzywny pensjonat. To już wypaliło. Kiedy wrócił, zaprosił nas z żoną na popijawę. Nie powiem było ostro, a ja na dodatek mam słabą głowę. Nie wiem kiedy i jak wróciliśmy do domu. Obudziłem się w nocy, ale chyba niedługo po przyjściu, rozebrany do pasa. Leżałem na kapnie w salonie. W domu panowała cisza. Jakoś dziwnie zapomniałem gdzie mamy kibel na parterze, a zachciało mi się tak lać, że teraz to się dziwie jakim cudem ja się tam na tą kanapę nie zjeszczałem. Wtargałem się na górę. Pokój syna zamknięty. No śpi przecież, a co ma robić o tej porze? Po d**giej ...