Dzień w Londynie
Data: 03.04.2020,
Kategorie:
londyn,
Oral
Zdrada
ex,
seks,
Autor: juliabe
... nos. Jego twarz została stworzona przez najlepszego boskiego rzeźbiarza, bez wątpienia. Na ciało zapracował sam.
Musiał wyczuć, że jestem blisko. Oderwał oczy od ekranu i popatrzył prosto w moje, a ja stopiłam się pod wpływem jego błękitnego spojrzenia. Jego przystojną twarz rozjaśnił coraz szerszy uśmiech, a potem, jego wzrok, wcale nie dyskretnie, prześlizgnął się po mojej sylwetce. Nieznacznie uniósł brwi, co znaczyło, że bardzo podoba mu się to, co widzi. Dobrze mu tak.
– Cześć – błyskawicznie wzięłam się w garść.
– Cześć – rozłożył szeroko ręce, a ja, niewiele myśląc, wpadłam w jego ramiona i objęłam go za szyję.
Bez sensu. Od jego zapachu kręciło mi się w głowie, bliskość paraliżowała, a dotyk dłoni na odsłoniętych plecach parzył. A jednak, pozwoliliśmy sobie zostać w tym uścisku nieco dłużej, niż wypadało.
– Pięknie wyglądasz – odsunął się nieznacznie i teraz jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej. Gdybym lekko przekręciła głowę, nasze usta by się spotkały. – Ella.
Lubiłam, jak miękko wymawiał moje imię, jak „l” łagodnie prześlizgiwało się po jego języku. Przymknęłam oczy, uśmiechając się do wspomnień, i niechętnie zrobiłam krok w tył.
– Ty też, Filip – nigdy nie nauczyłam się poprawnej wymowy tego pozornie prostego imienia. Dla mnie Philip był Filipem. Dla niego Ela została Ellą. – Przystojny jak zawsze.
– Och, dziękuję, ale nie da się ukryć, że posiwiałem i mam zmarszczki – uśmiechnął się, uwydatniając te w kącikach oczu.
– Pasuje ...
... ci – nie kłamałam.
A do tego zdążyłam poczuć, że nadal musiał regularnie odwiedzać siłownię. Wyglądał oszałamiająco i dużo młodziej niż wskazywałaby na to metryka. Nie mogłam uwierzyć, że mój były „chłopak” miał już prawie pięćdziesiąt lat. Bo to by oznaczało, że ja mam… Wyjechałam z Londynu mając niespełna dwadzieścia pięć. Czas nie mógł pędzić tak szybko!
– Zawsze ci mówiłem, że powinnaś częściej chodzić w sukienkach.
– Miałeś rację, Filip, i teraz rzadko noszę spodnie – okręciłam się, moja spódnica zawirowała, Philip zaniemówił. – Dobrze cię widzieć. Ależ to miasto się zmieniło, tyle się pobudowało, teraz z mostu ledwo widać Canary Wharf. Wybacz, zapominam, jak się mówi po angielsku, teraz prawie go nie używam.
Gadałam dużo, bez sensu, z nerwów, a język mi się plątał i nie nadążał za głową, która zresztą nadal nie ochłonęła po tym pierwszym od dekady spotkaniu.
– Jest świetnie – uśmiechnął się, może nieco złośliwie. – Masz jeszcze mocniejszy akcent, niż kiedyś, prawie zapomniałem już, jak zabawnie brzmisz.
– Hej! Przypomnij mi, iloma językami ty mówisz? – przez trzy lata, które spędziliśmy razem, po polsku w miarę zrozumiały sposób nauczył się mówić kilka podstawowych zwrotów, jak „dzień dobry”, „dziękuję”, „kurwa” i „piwo”. Może jeszcze „słodka cipka”. Ciekawe, jak biegły był jego łotewski. – Zresztą, ja teraz częściej używam niemieckiego.
– Hej, Ella – szturchnął mnie w bok. – To z zazdrości. Dokąd chcesz iść?
– Zabierz mnie do pubu, prawdziwego ...