ONE XXXVII
Data: 24.04.2020,
Kategorie:
Pierwszy raz
Anal
Hardcore,
Oral
Brutalny sex
Autor: janeczeksan
... ważny, ale zawsze to minister i jego syn! No i nie obyło się bez problemów. Młody człowiek był nieznośny, arogancki, bezczelny i chamski. Upominał się o wszystko, wszyscy musieli wokół niego skakać na palcach. Dokuczał wszystkim, nawet lekarzom się dostawało. Trwało to do momentu, kiedy do jego pokoju weszła przez przypadek siostra Marcjanna. Dopiero wtedy zaczęło się piekło. Piekło dla biednej dziewczyny, oczywiście. Palant łaził za nią, zagadywał, próbował objąć, zaglądać pod habit, aż z płaczem uciekła do pokoju pielęgniarek, ale tam też ją odnalazł. Zdesperowana wpadła do sali, na której leżał Jan. Ten, widząc ją roztrzęsioną i zapłakaną wyskoczył z łóżka, objął ją ramionami i przytulił.
Co się dzieje, siostro? - Jan pogłaskał zakonnicę po ramieniu.
Ten młody człowiek... syn ministra... - łkała wtulając się w jego piżamę.
Drzwi otworzyły się z hukiem i wszedł, rozglądając się wokół właśnie on, syn ministra.
Tutaj jesteś, ptaszyno – podszedł do wystraszonej kobiety nie zwracając uwagi na obecność innych pacjentów – chodź, pójdziemy na spacer - próbował chwycić ją za rękę.
Odejdź, chłopcze – głos Jana był spokojny i stanowczy – siostra nigdzie nie pójdzie.
A ty czego się wpierdalasz w nie swój interes? - nawet nie spojrzał na mężczyznę.
Może mój? Powtarzam, wyjdź z tej sali i maszeruj do siebie
Bo co? Coś mi zrobisz? - arogant nie ustępował.
Tak, zrobię. Dam ci w pysk – tym razem w głosie Jana można było usłyszeć groźbę.
MI?! Synowi ...
... ministra? Ciekawe, czy się odważysz, nie wiesz, z kim zadzierasz, ty...
Masz trzy sekundy na opuszczenie tej sali, nie żartuję. - Jan przerwał tyradę napastnika, odsunął od siebie jeszcze bardziej przerażoną zakonnicę
Ha! Za trzy sekundy wylecisz z tego szpitala! Jeszcze...
Nie dokończył, bo pięść Jana wylądowała na jego szczęce. Chłopak przewrócił się, oszołomiony potrząsał głową.
Zajebię cię, zajebię! Już masz przesrane, człowieku!
Wyjdziesz, czy mam poprawić? - niemal z uśmiechem spytał Jan
Kilka sekund później gówniarz bardzo szybko wyszedł z sali, po to, by po pięciu minutach wrócić z ordynatorem i jakimiś nieznanymi ludźmi. Zanim wrócił, Marcjanna uciekła i ukryła się w szpitalnej kaplicy, gdzie miała nadzieję, że tam nie będzie szukał. Młodzieniec wpadł do sali i nie wahał się nawet sekundy.
To ten! Ten mnie pobił - wskazywał palcem na leżącego w swym łóżku mężczyznę.
Panie Janie, to prawda? - ordynator był bardzo opanowany.
Nie, panie doktorze, nieprawda. Ten młody człowiek wpadł do nas jak bomba, potknął się o wykładzinę i walnął w stolik. Chcieliśmy mu pomóc, ale nas odtrącił, powiedział, że to był zamach na niego i wyszedł.
Doktorze, Jan mówi prawdę. Pojęcia nie wiem, co ten gówniarz chce od niego – jeden z pacjentów stanął po stronie Jana
Wpadł do nas, wyrżnął się o stolik i zaczął drzeć mordę, że to jakiś zamach! Niech pan sprawdzi, panie ordynatorze, czy nie brakuje wam jakichś narkotyków na oddziale – drugi pacjent poparł słowa ...