Wizja Walczaka
Data: 26.04.2020,
Kategorie:
hipnoza,
prezes,
Autor: starski
Przysypiał na kanapie, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Walczak, jesteś tam?
- Jestem panie prezesie.
- Słuchaj, zbieraj dupę w troki i bądź gotowy jutro o ósmej pod budynkiem.
- Tak jest panie prezesie, a co się stało?
- Nic się nie stało, ale się stanie Walczak – prezes Cichoń zaśmiał się chrapliwie w słuchawce.
- Tak jest panie prezesie – odpowiedział pilnie Walczak, - ale co się stanie?
- Jedziemy na wizję lokalną, do tych zakładów pod Brzeskiem.
- Rozumiem! A czemu tak nagle panie prezesie?
- Bo tak wyszło – Prezes nie lubił tłumaczyć nic przez telefon. -Walczak, pamiętasz jak ci obiecałem, że zabiorę cię na ruchanie? – dodał już trochę łagodniej.
- Pamiętam panie prezesie – ściszył głos, chociaż Halina, będąca właśnie w łazience i tak nie mogła przecież usłyszeć słów prezesa Cichonia.
- To jutro cię zabiorę – wycharczał Cichoń. -Tak że Walczak, majtki załóż nowe – Prezes był wyraźnie zadowolony z siebie, a przez śmiech i tuszę, ciężko mu było wyraźnie mówić.
- Ma się rozumieć panie prezesie – odpowiedział trochę zdezorientowany, ale i podekscytowany Walczak.
- Kto dzwonił – Halina wychodząc z łazienki z zieloną maseczką na twarzy, owiała go zapachem jego własnego kremu do golenia.
- Prezes – Ukrył telefon w dłoniach, jakby w obawie, że odtworzy treść ich rozmowy tylko na niego patrząc.
- Czego chciał, ten gruby cap? Po co wydzwania po ludziach w niedziele?
- Wizja jutro ma być. Wyjazd do Brzeska. – zająknął się. Kobieta, ...
... nawet na niego nie spoglądając, rozpięła szlafrok i spętała biustonoszem wiszący biust.
- Znów wrócicie schlani jak świnie.
- Gzie tam, to wyjazd z członkami zarządu – próbował złagodzić nieco perspektywę.
- Jak masz mi znów wrócić zarzygany, to lepiej zostaw ubranie u matki. Nie mam zamiaru wąchać tych smrodów.
- Jaki zarzygany, tam będą tylko członkowie rady. Nie będzie żadnych urodzin.
- Już ja swoje wiem – Ukryła kudłate krocze pod szarą bielizną, naciągając majtki pod sam pępek. – Tylko wyjazd, tylko zebranie, tylko rada, tylko to, tylko tamto, a potem ja piorę twoje smrody.
- Ale sześć trzysta co miesiąc, to chętnie... – Szepnął pod nosem tak, żeby broń boże go nie usłyszała.
Pod firmę dojechał trochę przed czasem. Pan Mirek, stróż, zasalutował leniwie, podnosząc szlaban.
Zaparkował na swoim miejscu i zastanawiał się właśnie, czy nie wejść do biura, żeby się odlać, gdy na placyk podjechała limuzyna szefa.
Prezes Cichoń lubował się w ekstrawagancji, często i gęsto ocierającej się o kicz i cyganerię. Kowbojskie kapelusze, buty z ostrogami, wątpliwej wartości rzeźby, sprowadzane do upstrzenia parkingowego trawnika, czy seria zachodów słońca w poczekalni, to tylko niektóre ze sławnych „nowości” prezesa. Limuzyna była tą ostatnią. Samochód podjechał pod samego Walczaka, niemal zmuszając go do odskoku. Okienko z boku kierowcy opuściło się i przywitała go wielka, rozbawiona twarz Cichonia.
- Dzień dobry panie prezesie.
- Siema Walczak – Prezes ...