Chcę więcej, kochanie (IV)
Data: 03.05.2020,
Kategorie:
bez seksu,
flirt,
Mamuśki
hotel,
tajemnica,
Autor: Pablito
... drugim miejscu zdecydowanie ucieszone zostały oczy, poczęstowane eleganckim i schludnym wyglądem stojącego przed nią (nie mogła od razu oprzeć się temu skojarzeniu) dżentelmena. Wiek mogła jedynie szacować, ale wyglądał na trzydziestolatka. Lub zadbanego trzydziesto-pięciolatka. Po pobieżnym zlustrowaniu sylwetki jej wzrok zatrzymał się na jego twarzy. Gdyby nie gładko ogolone oblicze, to z tą mocną kwadratową szczęką, dołeczkiem w podbródku i niebieskimi oczami mógłby pozować na twardziela. Albo ogorzałego kowboja. Zdawała sobie sprawę, że każda kobieta ma swój wyidealizowany model mężczyzny doskonałego. Takiego, który nawiedza je w snach, fantazjach i grzesznych wędrówkach po krainie wyobraźni. Którego jednego spojrzenia wystarczy, by rzucić wszystko i uciec na sam kraniec świata. Z nim. Przy jego boku. Każda kobieta ma taki ideał w głowie, na widok którego miękną jej kolana, ręce zaczynają drżeć, a serce kołatać, niczym spłoszony cietrzew.
Mężczyzna, który uśmiechał się do Klaudii miał wiele tych idealnych cech. Nie był, co oczywiste, TYM ideałem. Był przecież prawdziwy. Ale, cholera, pomyślała, całkiem smakowite z niego ciacho.
Co było dla niej intrygujące, do doskonale skrojonego garnituru nosił pod czarnymi oxfordami krzykliwie kolorowe skarpety. I obie nie pasowały do siebie. Były z innej pary.
– Specjalnie tak je noszę – wypalił nagle, całując jej dłoń, którą już zdążyła mu podać – gdy kobiety widzą moje skarpety, nie zwracają uwagi na to, że mam krzywy ...
... nos.
Rozbroił ją. Przez moment patrzyła na niego z głupią miną. Widząc jednak radosne ogniki w jego oczach, oraz to, że jego nos jest doskonale prosty, od razu zrozumiała, że ten, który całuje jej dłoń jest urodzonych żartownisiem. Parsknęła śmiechem i po chwili uśmiechnęła się lekko. Zależało jej na tym, aby ten ćwiczony latami uśmiech był zabójczo rozbrajający. Chyba jej się udało.
– Przepraszam – usprawiedliwiła swoje zachowanie – nie mogłam się powstrzymać. Widzę, że lubi pan wyrafinowany żart.
– Ależ nie ma za co przepraszać. Pięknej kobiecie wiele można wybaczyć – odparł rozbawiony. – Maksymilian Kownacki – przedstawił się.
– Klaudia Wysocka – odpowiedziała – miło mi, panie Maksymilianie.
– Ależ – uniósł dłoń w geście sprzeciwu – Maks w zupełności wystarczy. Będę zaszczycony, jeżeli pani zechce mi mówić po imieniu.
– Pod jednym warunkiem – usiadła na podsuniętym przez niego krześle.
– Oczywiście – usiadł po jej prawej stronie i rozpiął guzik marynarki. – Spełnię każde życzenie.
– Każde? O, czyżby? Naprawdę?
Zdała sobie sprawę, że palnęła to na głos. Idiotka, skarciła się w myślach. Zauważyła, że brwi Maksa uniosły się lekko, a kąciki ust powędrowały do góry prawie niezauważalnie.
– Mój warunek jest następujący – podjęła desperacką próbę zatuszowania swej gafy – jeżeli ty również nie będziesz mi „panował”.
– Panował? – Uśmiech zrobił się jeszcze szerszy. – To słowo, wypowiedziane z pani ust mógłbym odebrać opacznie. Być może nie do końca tak, ...