Pół satyra na rzecz potrzeb nieprzemijających
Data: 27.05.2020,
Autor: likeadream
... moją zabawkę. Zobaczysz na co mnie stać. I zobaczysz, że nigdy nie będę kimś, kogo zachowanie będziesz mogła przewidzieć. Po dzisiejszym dniu, zawsze kiedy na mnie spojrzysz odezwie się w tobie gdzieś głęboko delikatna nić niepokoju. Bo dobrze wiem, że to jedyna rzecz, która gwarantuje mi Twoją lojalność. Znam Cię na tyle dobrze, że wiem, że nie potrafisz bez tego żyć. Nie jestem Freudem. Nie będę wnikał dlaczego tak jest i robił Ci psychoanalizy. Po prostu to wykorzystam...
To mówiąc wbił się w mój ciasny tyłek bez ostrzeżenia. Wbiłam twarz w materac, żeby nie krzyknąć. Zabolało. Bardzo. I on to wiedział. Nie zważając na to wbił się po raz kolejny chwytając mnie za włosy i uwalniając usta.
- Krzycz, no dalej, krzycz! Chcę usłyszeć jak przestajesz się kontrolować. No już!
Nie musiał mnie prosić drugi raz. Za to ja, zaczęłam go prosić o to, żeby zwolnił choć trochę. W obecnej pozycji nie miałam pola manewru. Nie mogłam wycofać bioder. Zamortyzować wewnętrznych uderzeń. Z moich ust nie wydobył się krzyk, wręcz skowyt. Gdybym mogła choć dotknąć cipki i sprawić, żeby pieszczoty choć trochę mnie znieczuliły... Ale nawet to mi odebrał. Rżnął mnie jak małą dziwkę, jak sukę, z wypiętym, wystawionym tyłkiem. Nie kontrolował się, czułam to. Czułam to w sile uderzeń, wejść w obolałe ciało. Jednak moja pokręcona seksualność kazała mi odczuwać przyjemność, jak tylko wąska szczelina odrobinę ...
... dostosowała się do penetrującego ją kutasa. Teraz mieszanka odczuć powodowała, że niemal płakałam. Podniecenie, strach, ciało z każdym dobiciem przez męskie silne biodra ocierające się o materiał pościeli. Rozmazany makijaż widoczny na bieli prześcieradła. Zwierzęcość doznań.
- Masz już dość?! - usłyszałam tuż przy uchu.
O nie... Nie mój drogi. Choćbym miała rozpaść się na kawałki nie pokażę Ci tego... Spojrzałam tylko na niego na tyle bezczelnie na ile sytuacja mi pozwoliła. Zaśmiał się krótko i wbił po raz kolejny, aż niemal zapiszczałam. Uniósł mnie do góry za włosy zmieniając kąt wbicia. Widziałam teraz w umieszczonym z boku na ścianie lustrze fragmenty naszych ciał. Siebie, upodloną do granic możliwości. Związaną, z falującymi w rytm uderzeń piersiami i naprężonym narzędziem w tyłku. Jeszcze kilka pchnięć, kilka uderzeń... I skończył we mnie. Fala obfitego wytrysku uderzyła w moje wnętrze, a kiedy wysunął się, rozciągnięty zwieracz odbytu nie zahamował wypływu nasienia na uda. Patrzyłam zafascynowana, jak zbiera ciepły strumień na dłoń. Wiedziałam co powinnam zrobić. Rozchyliłam usta. Wsunął w nie mokre palce. Zlizałam tyle ile mogłam, resztę wytarł w naznaczony rozmazanym tuszem policzek. Rozpiął więzy na dłoniach i kostkach.
- Dojdź. Teraz możesz.
Obudziłam się w środku nocy, z dłonią między udami. Przyszło mi do głowy, że Jego byłoby, naprawdę byłoby na to stać. Znam go na tyle...