Trójkąt 1992
Data: 13.06.2019,
Kategorie:
Fetysz
Lesbijki
Autor: tropania
... zacząłem tłumaczyć całki. Monika ogarnęła to w dwadzieścia minut.
- Ja pierdzielę, rozumiem całki… – cicho powiedziała patrząc mi w oczy, a mi nogi zmiękły od ich blasku.
Zerwała się z krzesła złapała mnie za głowę i pocałowała w policzek, później w d**gi, trzeci krótki całus wylądował mi na ustach.
- Dzięki wielkie – powiedziała.
- Ej, wy! Może dosyć tego ściskania? – ale na końcu pytania Ewy ewidentnie był wykrzyknik.
- Jadę do centrum za jakąś godzinę, jak nie masz innych planów to cię odprowadzę – powiedziałem do Moniki.
- Fajnie – uśmiechnęła się.
- To jadę z wami, co tu będę sama… – po moim spojrzeniu przerwała. „Ja chyba, kurwa, śnię?” – pomyślałem zdziwiony, że nie spaliłem jej jeszcze swoim wzrokiem.
- To może jeszcze po kawce herbatce? – spytałem patrząc się na Monikę.
- Ale ty robisz – jak zwykle wtrąciła się wredota spod okna.
Monika zaczęła się pakować, a ja poszedłem do kuchni odnieść taboret. Po sekundzie
z filiżankami wparowała za mną Ewa.
Na szczęście mama poszła do mojego pokoju pogadać z Moniką o postępach w nauce.
- Marek – szeptem mnie opieprzała – jeśli myślisz, że ja ją teraz zostawię z tobą sam na sam, to…, to…, to chyba zwariowałeś.
- Sama zwariowałaś, przecież ja jej nic nie zrobię – odpowiedziałem szeptem, myjąc filiżanki.
- Wiem, o ciebie się boję baranie jeden…, przecież ona cię zgwałci zaraz za rogiem – powiedziała szybko – po tym, co odstawiłeś…, też bym tak zrobiła – dodała.
- Czy ty przypadkiem ...
... nie przesadzasz? – zapytałem robiąc wielkie oczy.
- Jasne, przesadzam… tomik poezji francuskiej na łóżku, piosenka na pamięć po francusku, kuźwa!, o miłości na dodatek ociekająca seksem…, jasne…, przesadzam. Jedzie mi tu czołg? Ja bardzo dobrze rozumiem, że facet nie widzi pewnych objawów, ale uwierz mi, ona się
w tej chwili gotuje, albo nawet wrze – mówiła jak karabin maszynowy wycierając filiżanki.
- Myślisz? – zapytałem udając obojętność.
- Jakie, kuźwa, myślę?! Ja to wiem…, widzę kuźwa , że jest już twoja… cwaniaczku jeden – mówiła sypiąc kawę do filiżanek.
Poszedłem do pokoju po talerz, aby dokroić trochę babki. Mama wróciła już do salonu,
a Monika siedziała na wersalce z otwartą, na 96-tej stronie, książką. Tam, gdzie zostawiłem zakładkę. Na mój widok uśmiechnęła się tak, że już w drzwiach mnie rozpieprzyła.
„Ewka chyba ma rację. Czyli się udało” – pomyślałem.
- Zaraz będzie kawa i ciacho – powiedziałem wychodząc z pokoju z pustym talerzem. Monika w tym czasie przerzucała kartkę na stronę 97-ą. „Ja cię…, poszło...” – pomyślałem. Dokrajałem w kuchni kilka kawałków babki, a Ewa nosiła kawy
do pokoju. Wniosłem babkę do pokoju i lekko mnie zatkało: Monika ciągle siedziała nad tym wierszem, tylko zarumieniona. Nie ma bata, miała tyle czasu, że musiała to już czytać ze trzeci raz – to był króciutki wierszyk. Odłożyła książkę i przesiadła się na fotel przy stoliku. Dla mnie zostało krzesło albo wersalka. Wybrałem krzesło, obróciłem je w stronę pokoju ...