Moja zberezna zoneczka
Data: 11.06.2020,
Kategorie:
Brutalny sex
Autor: Jan Sadurek
... mieszkanie i przeniosła się do mnie. Tak to się zaczęło.Później mieliśmy okazję poznać swoich znajomych, potem rodziny, na koniec wzięliśmy ślub i zorganizowaliśmy bardzo udane wesele. Mieszkamy sobie na uboczu cichej dzielnicy, do najbliższego sąsiada mamy pawie sto metrów, prowadzimy bardzo spokojne życie, stać nas na wiele, bo oboje dobrze zarabiamy, a bzykamy się kiedy tylko można i gdzie można. Pod tym względem jesteśmy dobrani idealnie. Oboje lubimy seks, oboje mamy takie same upodobania. Bardzo odpowiada mi jej wąziutka i ciasna pipeczka, z kolei jej „pasuje” mój penis, mimo tego, że jest ponad przeciętnych rozmiarów, znacznie przekracza średnią europejską, jeśli chodzi o długość, a przede wszystkim o grubość! Kiedyś zastanowiła mnie bardzo duża ilość koleżanek mej ślicznej małżonki, jednak po namyśle doszedłem do wniosku, że ja mam prawie tylu kolegów, więc nie zawracałem sobie tym więcej głowy, ważne, że nie widziałem w jej dawnym środowisku zbyt wielu facetów, nie obawiałem się więc konkurencji z tamtej strony. Ale wróćmy do współczesności. Klęczałem między udami swej namiętnej żonki i posuwałem ją w tyłek. Lubiliśmy każdy rodzaj seksu, który nie poniżał i nie zadawał bólu, reszta była OK. Nie tolerowaliśmy tylko sado-maso. Teraz Majka jak zwykle głośno wzdychała, momentami piszczała, ale czułem, że pomału zaczyna „zdobywać szczyty”. Ruchałem zapamiętale ciasną, gorącą dziurkę dupki, wsłuchiwałem się z lubością w jęki i postękiwania dziewczyny. Z dołu dochodziły ...
... do mnie pojedyncze słowa, przerywane jękiem.- Tak, tak, wspaniale... mocniej... szybciej... Tak... O... O.... Tak... Ruchaj mnie mocniej... Jeszcze mocniej... Tak... O matko, jak mi dobrze... Nie przestawaj, Pawełku, wypełnij mnie całą... Mamo, tak... ja pierdolę, Paweł, jak mi dobrze...- Ciiii... Nic nie mów, maleńka, zaraz razem dojedziemy na szczyt... Jej oddech stał się szybszy i głębszy, biodra wirowały w szalonym tempie, zaciskała zęby i oczy, by po chwili wrzasnąć na całe gardło i tak drzeć się kilka sekund. Potem opadła na pościel, całym ciałem wstrząsały jakieś dreszcze i skurcze, w końcu popiskując jak myszka zwinęła się w kłębek i tak leżała sobie kilka minut. Wstałem, wytarłem ręcznikiem kutasa i nalałem po kieliszku Martini – to nasz ulubiony alkohol.- Pszczółko, wstawaj, miodzik czeka – szepnąłem, lekko potrząsając ją za ramię.- Dobrze, zaraz, daj mi jeszcze minetkę.- Minetkę? Nie ma problemu, rozchyl lekko uda – znowu klęczałem obok kanapy, kładąc dłonie na krągłe bioderka.- Przestań, miałam na myśli minutkę, to zwykłe przejęzyczenie.- Przejęzyczenie? A znasz jego definicję? - roześmiałem się.- Kiedyś chyba mówiłeś, ale nie pamiętam...- Przejęzyczenie ma miejsce wtedy, kiedy język przypadkowo zsunie się z łechtaczki na odbyt – odpowiedziałem poważnym tonem.- No to tobie to się nie zdarzy – choć Majka doskonale znała moje zdanie na temat lizania ciemnej dziurki, choć ruchałem jej dupkę kilka razy w tygodniu, to jednak nie pozwoliła mi ani razu na zajęcie się ...