Z widelcem przez życie
Data: 29.06.2020,
Kategorie:
stypa,
Autor: Indragor
... Całkowicie zostałam obezwładniona przez jeszcze silniejszy od poprzedniego orgazm, który zdawał się trwać, i trwać i nie mieć końca, podobnie, jak wytrysk, wypełniający mnie coraz to nowymi porcjami ciepłej spermy, podsycając jeszcze i tak trudną do zniesienia przyjemność. Czas zdawał się rozciągnąć do granic kosmosu.
Trwałam w takim zawieszeniu, aż do momentu, gdy czas i moja świadomość powróciły w jednej chwili, jak za prostym kliknięciem. Ocknęłam się mocno oparta o mojego mężczyznę. Ostrożnie, czując się niepewnie, spróbowałam zejść z niego. Przekręciłam się tak, że padłam na swój chudy tyłek tuż obok niego. Byłam kompletnie zdechła, ale wewnętrznie niewiarygodnie pobudzona szczęściem. Mężczyzna zaraz potem na krótko przytulił mnie bokiem do siebie, obejmując ramieniem, jakby tym chciał powiedzieć „byłaś dobra, mała”, po czym podniósł się i nieśpiesznie zaczął ubierać. Patrząc, podziwiałam go, że ma jeszcze tyle siły. Przyglądał mi się z uśmiechem zadowolenia, a może aprobaty. W głębi kołatało mi się dumne przeświadczenie, że ja, szara myszka, zdołałam go zadowolić. No, może nie taka całkiem szara. Sama też, mimo zmęczenia, byłam zadowolona w stu procentach. Chciałam wstać, lecz ostatecznie padłam na kolana na dywan przed kanapą. Na czworakach podpełzłam kawałek i sięgnęłam po majtki, usiłując niezdarnie, na raty, je założyć. Mój mężczyzna z lekko pobłażliwym uśmiechem obserwował te zawstydzająco niezdarne zmagania z majtkami. Ostatecznie jakoś naciągnęłam je na ten ...
... chudy tyłek.
Siły mi powracały i gdy wstałam, znowu zobaczyłam w jego wzroku, jak uważnie kontroluje otoczenie, co wkoło się dzieje, łącznie ze mną.
– Zadowolona? – rzucił w moim kierunku. W jego głosie nie było jednak pytania, a zwykłe stwierdzenie faktu. Jednak w odróżnieniu od moich dotychczasowych chłopaczków, ten facet miał pełne kwalifikacje, aby być tak pewnym siebie.
– Bardzo! – odpowiedziałam z satysfakcją. Mój stan umysłu nie pozwalał w tym momencie wypowiadać się inaczej niż euforycznie.
– Cóż – powiedział, rozkładając z uśmiechem ręce, po części w geście przeproszenia – piękny pokój, piękna właścicielka, ale muszę już iść.
Podeszłam bliżej, sama nie wiem po co, chyba odruchowo, jak przy pożegnaniu. Też przysunął się do mnie. Obejmując i przytulając mocno do siebie, równocześnie poklepał po chudym tyłku. Przylgnęłam całą sobą do niego. Bardzo potrzebowałam w tym momencie takiego ciepłego gestu. Spojrzałam wyżej, bo był znacznie wyższy ode mnie, teraz wydawał mi się jeszcze wyższy, po czym dziwnie wstydliwym głosem powiedziałam:
– Dziękuję. – Nawet nie wiedziałam, za co mu dziękuję, może za całokształt, ale taką poczułam nagle potrzebę odwdzięczenia się. A może najbardziej za to przytulenie?
Puścił mnie i sięgnął do kieszeni. Niespodziewanie wyjął portfel, otworzył go i wyjął banknot stuzłotowy, podając mi go. Zszokowana, odskoczyłam o krok.
– Ja nie dlatego, nie jestem… ja nie… – plątałam się zdziwiona, siłą woli powstrzymując rękę, która sama ...