Kartka z pamiętnika
Data: 08.07.2020,
Autor: MyWard
Było już całkowicie ciemno. Parking na tyłach sklepu, niedawno odgrodzony drewnianym płotkiem od przejazdu kolejowego, całkowicie zasłaniał nas przed wścibskimi spojrzeniami meneli i dzieciaków zwykle siedzących po nocach na torach, jarających skręty i popijających tanie wino. Stanowiło ono idealny kontrast do nowych, ledwo zabrudzonych air max'ów kupionych przez ich bogatych starych. Dzisiaj jednak było całkowicie pusto. Na moje szczęście. Co jakiś czas słychać było tylko przejeżdżające główną drogą, znajdującą się przed sklepem samochody. Poza tym nic. Byliśmy tylko my.
Czekałem na te chwile bardzo długo. Staliśmy tak blisko siebie po raz pierwszy, nigdy wcześniej sami. Czułem zapach jej policzków delikatnie oprószonych pudrem, maskującym ostatnie pozostałości po młodzieńczym trądziku. Teraz mogę z ręką na piersi stwierdzić, że jest to jedna z najprzyjemniejszych woni świata. Słodka, jak najbardziej różowe z możliwych maliny, zbierane na ogródku w połowie wakacji. Mimo trądziku, dzieckiem jej nie można było nazwać. Oj nie... młodą kobietą, w dodatku tylko moją. Ja też chciałem być tylko jej. Na zawsze. Zbliżał się koniec roku szkolnego, wydanie świadectw i te nieszczęsne matury. Chodziliśmy razem do klasy, a w Julii podkochiwałem się od samego początku liceum. Zarezerwowana wcześniej tylko dla tanich, lub przedpotopowych książek miłość od pierwszego wejrzenia, uderzyła znienacka i odwróciła do góry nogami całe dotychczasowe życie i wyznawane wartości. To była zmiana ...
... na lepsze. Szybciej niż zwykle moi rówieśnicy stałem się mężczyzną, którego głównym celem na najbliższe lata było zapewnienie opieki ukochanej. Nawet jeśli sama o tym jeszcze nie wiedziała. Ale matury... kto by o nich myślał w takim momencie.
W świetle księżyca jej oczy wydawały się nawet większe niż były w rzeczywistości. Zwykle narzekałem na słabe oświetlenie w mieście. Teraz jednak dziękowałem w duchu za jego braki. Stałem wpatrzony prosto w jej ślepia. Trudno powiedzieć jak długo, bo podobno szczęśliwi czasu nie liczą. Byłem szczęśliwy. Czas się zatrzymał. Bez najmniejszego ruchu, jakby świat kończył się na jej spojrzeniu, stałem i patrzyłem. Dryfowałem tak po oceanie błękitu jej tęczówek, zamknięty w mydlanej bańce, której żadna siła nie była w stanie przebić. Nie wtedy. Uniosłem rękę i dotknąłem jej policzka. Dłonie miałem zimne. Jak zawsze, kiedy się stresuję. Poczuła to. Lekko odskoczyła, rzucając w tym samym czasie zalotny, pełen zrozumienia uśmiech, by chwile później znaleźć się jeszcze bliżej. Nigdy nie rozumiałem kolegów, chwalących się ilu to oni lasek nie zaliczyli na imprezie. W tym momencie cieszyłem się, że zachowałem te chwilę, że nie oddawałem kawałka siebie każdej następnej, by teraz móc całego podarować jej. Może okoliczności mogłyby być inne, ale wielokrotnie słyszałem, że nie liczy się gdzie, tylko z kim. Myślenie o tym dniu zajmowało mi niemal każdą noc odkąd po raz pierwszy zobaczyłem ją na rozpoczęciu roku szkolnego dwa i pół roku temu..
Nasze ...