Blanka, cz. 4.
Data: 17.07.2020,
Kategorie:
Brutalny sex
Autor: Tomnick
Część 4.
Peron był już pusty. Właśnie mijał mnie jakiś niemiecki kolejarz. Zatrzymał się i zapytał, czy może w czymś pomóc. Wskazał na bagaż. Uśmiechnęłam się, podziękowałam i trochę zaskoczona jego życzliwością wydukałam, że czekam na znajomego. On również uśmiechnął się, skinął głową i odszedł.
– Trudno, odpocznę u ciotki i ruszę w miasto na „zakupy”. Tyle przygotowań poszło na marne! – westchnęłam ciężko. Miałam kanapki, więc łatwiej zniosę ten dzień. – Moje długi... Długi! – na myśl o zaległościach finansowych i oszuście, przez którego tkwiłam na pustym peronie, łzy napłynęły mi do oczu. Jeszcze raz rozejrzałam się i znowu nic. Usiadłam na ławce. Westchnęłam, pokiwałam głową i patrząc pod nogi uznałam, że bilet powrotny kupię, jak wyjdę od ciotki do miasta.
Na sąsiedni peron wjechała żółto-czerwona kolejka S-Bahn. Z zazdrością i rosnącą irytacją patrzyłam na tych dobrze ubranych, zabieganych ludzi, którzy nawet nie spojrzeli w moim kierunku.
– Dzień dobry, możemy w czymś pomóc?
Gwałtownie odwróciłam się. Przede mną stało dwóch policjantów. Ale się przestraszyłam! Przyjaźnie patrzył na mnie tylko jeden, ten młodszy. Drugi, znacznie starszy i z brzuchem piwosza, był wyraźnie zirytowany. Stał nieco z boku, manipulował przy swoim zegarku. Podziękowałam i znowu wydukałam, teraz płynniej, że jeszcze czekam na znajomego.
Policjant wskazał na sąsiedni peron i mówiąc powoli, poinformował mnie, że tam kursuje metro oraz kolejka miejska, a informacja i automaty ...
... biletowe są w podziemiu stacji. Powtórzył to po angielsku. Pożegnali się i poszli dalej wzdłuż peronu. Ukradkiem obserwowałam ich, aż schodami zaczęli schodzić z peronu. Zajęci zegarkiem kolegi, więcej nie spojrzeli w moim kierunku.
– Czyli najpierw telefon do ciotki, kupno całodziennego biletu, potem jazda kolejką, umyję ręce, wypiję herbatę i wyruszę „na zakupy”. Wtedy kupię bilet powrotny – wyliczałam pod nosem. Po męczącej podróży z godzinnym postojem na granicy, miałam ochotę na długą drzemkę i prysznic, ale przecież o tyle nie odważę się poprosić ciotki!
Jakaś para przeszła po peronie głośno kłócąc się po niemiecku. I on, i ona trzymali otwarte butelki z piwem. Z tyłu trudno było odróżnić płeć. Ubrani w skórzane kurtki i spodnie, z licznymi zamkami i napami. Na nogach glany. Długie włosy, jego dłuższe niż jej, jej czerwone i sterczące...
Po chwili oszołomienia takim obrazkiem, wróciłam do przerwanych rozważań.
– Czyli przyjechałam na zakupy i powiem ciotce, że najpierw idę spać? Wolne żarty! – żachnęłam się. – Nawet mąż ciotki w to nie uwierzy – mamrotałam pod nosem. Na wszelki wypadek rozejrzałam się. Nikt nie przechodził. Głupio tak siedzieć na ławce z bagażem i mówić do siebie. Postawiłam torbę, rozpięłam i zaczęłam szukać, a potem wydobywać portmonetkę z markami. Znowu zbierało mi się na płacz.
*
– Schuldigung! – usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się gwałtownie. Przede mną zatrzymał się jakiś zdyszany i uśmiechnięty facet.
– Spier... Nie jestem ...