Mars
Data: 01.08.2020,
Kategorie:
prawiczek,
bogowie,
Fantazja
Sex grupowy
Autor: Milena.S
Ostatnie polowania były najlepsze w całym moim życiu. Zwierzyna była dzika, teren zupełnie nagi co utrudniało skradanie się. Byliśmy dobrzy w te klocki, czasem za dobrzy, dlatego z radością przywitałem wszelkie komplikacje. Dzięki temu zabawa była naprawdę niesamowita.
Przerzuciwszy sobie przez ramię związaną panterę, ruszyłem po stromym, skalistym zboczu, dołączając do reszty chłopaków.
- Pospiesz się! - zawołał jeden z dołu akurat w momencie, gdy przyspieszyłem, wychodząc na równinę. Pogoda była nieciekawa. Zbierało się na gwałtowną, letnią burzę a do obozu mieliśmy jeszcze trochę drogi. Nie zważając na ciężar na plecach, puściłem się biegiem, szybko wyprzedzając grupę.
- Hej!
- Kto ostatni w obozie ten lama! - krzyknąłem. Triumf trwał krótko. Większość z kompanów upolowała ptactwo, toteż z mniejszym obciążeniem, wybili się przede mnie i pierwsi przekroczyli niewielkie, drewniane ogrodzenie.
W momencie kiedy dotarłem do paleniska, na niebie pojawiły się pierwsze błyskawice.
- Musicie wypatroszyć mięso - pouczył nas po raz enty opiekun. Z nie mniejszym zapałem, wziąłem się za zrywanie skóry ze swojego łupu. Zajęło mi to dużo czasu, jednak po latach praktyki, zdążyłem wyrobić się z tym do kolacji. Wciąż brudny, odmówiłem z resztą chłopaków modlitwę przy palenisku i dyskretnie wymknąłem się na tyły namiotów w stronę prowizorycznego prysznica z deszczówki.
- Grom! - zawołał ktoś za mną, gdy już ściągałem koszulkę.
- Tak?
- Dzisiaj twoja pożegnalna ...
... kolacja. Nie pindrz się za długo!
- Tak, proszę pana. - odparłem i jednym ruchem zdjąłem z siebie spodnie oraz bokserki i pozostawiwszy u stóp gniazdo z ubrań, wyskoczyłem z nich i zaciągnąłem płócienny parawan. W chwili gdy woda zaczęła sączyć się z bambusowego kranu, pierwsze krople deszczu spadły na ziemię. Ze śmiechem zauważyłem, że był cieplejszy niż ten w zbiorniku. Pospiesznie wyszorowałem piachem dłonie, po czym zacząłem myć się normalnie. Z nadal mokrymi włosami, opasałem się wiszącym obok czyimś ręcznikiem i wszedłem do swojego namiotu. Darując sobie przebieranki, włożyłem jedynie bojówki i dołączyłem do towarzyszy. Ogień mimo wilgoci trzaskał wysoko. Powietrze orzeźwiało a zapach pieczonej dziczyzny wykręcał żołądek z głodu. Kiedy śpiewy na cześć boga Marsa ucichły, opiekun obozu sięgnął po upolowaną sarnę i podzielił ją na kawałki dla dwóch najstarszych młodzieńców. Będąc jednym z nich, odebrałem posiłek i zacząłem jeść. Kiedy posiliłem się, zaspakajając pierwszy głód, podszedłem do obracającej się pieczeni i razem z chłopakiem, który także dostał jedzenie w pierwszej kolejności, wydzieliliśmy porcję dla następnych czterech osób. Ci zaś po zjedzeniu, zrobili to samo dla następnych szesnastu. Taka była hierarchia, a ja w tej hierarchii byłem obecnie najwyżej.
- Jutro drodzy młodzieńcy, wasz przyjaciel Grom, zostanie Namaszczony na mężczyznę. Uczcijmy jego ostatnią noc w obozie. Zgodnie z tradycją o świcie wyruszy na północ do świątyni Marsa, gdzie zostanie ...