Praktyka ginekologiczna.
Data: 21.06.2019,
Kategorie:
Tabu,
Autor: Marcepan79
... podobała mi się. Ale też jej się trochę bałem. Widziałem ją nie raz w akcji jak opieprzała swojego męża, moją mamę, czy nawet dziadków. Robiło wrażenie.
Klinka w której pracowała ciotka nie była jakoś daleko. 3 przystanki autobusem 821, ale ja pojechałem rowerem. Miałem wejść na 1 piętro do jej gabinetu, pokój 110. Było już mocno po 18:00, ale budynek cały czas pełen był pacjentek, poza tym był tam też oddział położniczy. Poszedłem do gabinetu ciotki, przywitałem się, ale okazało się, że koperty które miała mi dać zostawiła gdzieś tam w gabinecie. Przez chwile wahała się, czy powinnyśmy tam iść razem i powiedziała żebym poczekał w biurze, ale koniec końców z nią poszedłem. Weszliśmy do gabinetu ginekologicznego (oczywiście nikogo tam nie było), który był jakby wydzielony z sali porodówki. Dookoła były szyby pomalowane na matowo biały kolor, tak żeby nie było widać co dzieje się na sali, ani z sali w gabinecie. Idąc korytarzem i w samym gabinecie też (chociaż już znacznie mniej) słyszałem jakąś rodzącą kobietę. Kobieta pewnie zdychała z bólu, ale mnie jej jęki i postękiwania brzmiały tak jakby… ją ktoś ostro ruchał.
- No, takie tu mamy warunki pracy właśnie. – skomentowała z uśmiechem ciotka, wyciągając 3 szare koperty z szafki. Podała mi je, ale zauważyła, że strasznie zaciekawiony gapię się w fotel ginekologiczny. Odłożyła więc na moment koperty na stolik i objaśniła mi co i jak z tym fotelem. Pierwszy raz w życiu widziałem taki.
- Trochę jakby dentystyczny, ale ...
... zamiast w ustach grzebie się w….. – ciotka chciała zażartować, ale ugryzła się w język.
- … w cipce! – wyrwało mi się.
- A tak… właśnie, niech będzie… w cipce. – przytaknęła.
- Ale to… po co, to takie? Monitory? – wskazałem zdziwiony na aparaturę podwieszoną zaraz koło fotela.
- To jest USG. – wyjaśniła ciotka. Takie bardziej zaawansowane. Dzięki niemu możemy zajrzeć do brzucha, co się tam dzieje nie robiąc nikomu krzywdy. – kontynuowała.
- To jak rentgen. – zauważyłem.
- Nooo… coś w tym rodzaju, ale zasadza działania jest zupełnie inna.
- Ale, znaczy… to czym to się bada, bo obraz widać na monitorach, nie? – drążyłem temat.
- Tak. Właściwie to jest to podłączone do takiego komputera. Tu jest klawiatura, myszka, te 2 monitory… A badanie wykonuje się takimi dwoma… skanerami. – i tu ciotka pokazała mi podłączone kablami do aparatury dwa „skanery”, z których jeden wyglądał jak mydelniczka, a d**gi jak… różdżka. Oba były w jasno-beżowym kolorze.
- Nie miałeś nigdy robionego USG? – zapytała, a ja od razu pokręciłem głową na „nie”.
- To nic nie boli. Trzeba posmarować skórę takim żelem i tym skanerem jeździć po ciele i na monitorach widać co tam w środku jest. O! Mam pomysł, chodź sprawdzimy czy nie masz kamieni na nerkach. – zaproponowała, a ja zgodziłem się ochoczo. Podciągnąłem wysoko koszulkę, opuściłem nieco spodnie, a ciotka wysmarowała mi jeden potem d**gi bok żelem. Była to najnieprzyjemniejsza część badania, bo żel był zimny. A samo USG jak ...