Pół żartem
Data: 24.06.2019,
Kategorie:
małżeństwo,
Zdrada
zemsta,
Autor: The Moon
Nic nie mówi. Nie komentuje, nie wyśmiewa, nie drwi. Tylko patrzy w dal. Milcząco akceptuje taki stan rzeczy, chociaż od dwóch miesięcy najlepszym przyjacielem jej ciała jest mój język. Mam czterdzieści sześć lat, mam prawo mieć kłopoty, ale wcale tego nie czuję. Coś stało się i zaszło tak daleko, że nie mogę jej zerżnąć jak swojej, chociaż to od dawna moja żona. Jest podniecająca w ten szczególny sposób, dojrzała, atrakcyjna i delikatna kobieta wzbudzająca zainteresowanie zarówno młodzieńców, rówieśników jak i prostackich emerytów, którzy chętnie użyliby jej niedwuznacznej obecności do podbudowania swojej wartości w oczach kolegów. Smukła, lecz o wydatnych krągłościach, ponętna jak owoc, który wisząc zbyt długo na swojej gałęzi nie marszczy się, nie gnije i kurczy, lecz nabiera koloru, soczystości i tej niespotykanej miękkości zwiastującej wyjątkową słodycz, gdy masz wrażenie, że teraz jest najlepszy moment, by go zerwać, że za niedługo będzie za późno.
Ostatnie nasze dokonania to doskonałe początki, napięta, przyjemnie skręcająca wnętrzności atmosfera, jej i moja gotowość, rozbieram ją i... zwis. Stawiam go na siłę, wchodzę w jej gorącą śliskość, oszałamia mnie, tracę kontrolę, minuta i po wszystkim. Wstyd, przepraszam. Pogrąża mnie jej czuły uśmiech, nieobecne spojrzenie i właśnie przypomniane zakupy, które trzeba rozstawić w kuchni. Nic się nie stało. Kiedy indziej w obawie przed porażką zaspokajam jej dziurki językiem i palcami, z obu stron. Drży z rozkoszy, ...
... wije się i jęczy, aż do przyjemnie wilgotnego końca, ale ja, zmęczony i oblepiony jej zapachem, nie kończę, chociaż chcę. On wisi. Robię to później w samotności, w łazience, gdy zrelaksowany jakimś filmem dokumentalnym, oczami precyzyjnej wyobraźni bez ceregieli obracam w tyłek uwolnioną z ubłoconych szortów obfitą lecz uroczą reporterkę o ładnej twarzy, która chwilę wcześniej, z pasją i latarką na czole, penetrowała na czworakach zakamarki głębokich chilijskich jaskiń.
Innym razem wracam wieczorem do domu, jest idealnie wysprzątany, pachnący, panuje półmrok, nie widać niczyjej obecności. Ona czeka na mnie na kuchennym blacie, w krótkiej rozpiętej podomce i pończochach, wymuskana, umalowana i gotowa. Otwarta, uśmiechnięta. Czyste piękno. Nie mogę, mała główka nie reaguje. Nic się nie stało, mówi, że odpoczywała.
Całymi dniami przeżywam frustrację. Jestem poniżony, zawiedziony, ośmieszony, złapany w pułapkę miłości, gdzie największą torturą jest jej pełna wyrozumiałości akceptacja. Nie wytrzymam tego, ona pewnie też nie. Przez głowę coraz częściej przelatują mi różne scenariusze, z pewnością sobie kogoś znajdzie. Młodego, muskularnego kochanka, który wydyma ją kilka razy w każdym pomieszczeniu naszego domu, nie zdejmując nawet skarpetek. Wyobrażam sobie tę scenę, gdy jeden lub kilku bezmyślnych młodzieńców, na przykład tych, którzy przesiadując na pobliskim przystanku, bezczelnie wodzą za nią wzrokiem zawsze gdy wsiadamy do samochodu, bez ceregieli posuwa jej płonące z ...