1. Nietypowe historie: Pociotka (I)


    Data: 25.06.2019, Kategorie: wiedźma, czary, zmartwychwstanie, morderstwo, humor, Autor: Adrenalinaaa

    ... Szymka, rówieśnika Mileny, który przekazał mi ohydne wieści. Następnie wybiegłem z domu na taras. Krzyk wydzierający się na zewnątrz był niczym rozrywający powietrze na pół, świst. Wycie samotnika, który jeszcze bardziej został pozostawiony samemu sobie.
    
    Czy ją kochałem? Jak szaleniec. Aż tak mocno, aby zabić? Owszem, ale tylko tego, kto próbowałby ją skrzywdzić.
    
    ***
    
    Dreszcze oplatające ciało nie były niczym nadzwyczajnym. Dunder zazwyczaj nie pałał miłością do ludzkiego ciepła, więc jakim cudem moja mogiła mogła być ogrzana przez ognie piekielne? Zresztą, ognia to ja już się najadłam przed odejściem ku wrotom Świętego Piotra.
    
    Niczym smok przepełniona wonią siarki, co sekundę zmierzałam w ich stronę, by później spaść i obudzić się w ciemnościach. Powtarzająca się katorga zanudziła mą wyobraźnię, na tyle, że chciałam spróbować ją jakoś podreperować. Ale ta nawet przy delikatnym szarpnięciu magii nie chciała zmienić obrazu.
    
    Gdy podmuch wiatru zaczął wiać z potrójną siłą, tylko czekałam na kolejną wizję schodków do nieba, po których muszę wejść i spaść. Jednakże w chwili ostatniej fali wiatru, coś uległo zmianie. Jakby siła czystsza niż świeże powietrze w ogrodach różanych czy lesie nieopodal mego domu, zgarnęła me kończyny i porwała je w drugą stronę. Z dala od światła rozchodzącego się w stronę niebios.
    
    Jeden świst wokół mych uszu niczym gędźba aniołów oraz huk łamanej gałęzi drzewa obudził mą duszę. I stało się.
    
    Łeb z okruchami ściółki ziemnej wyłonił ...
    ... się z wnętrza zimnej otchłani.
    
    - Aaaaa! - jakby ryk nienawiści połączony z radością wyrwał się z mych płuc.
    
    Unieruchomione kończyny, nadal stwardniałe spoczywały pod powierzchnią. Niczym tańczenie Cenara próbowałam wydostać je na zewnątrz. Dopiero po jakimś czasie spostrzegłam się, iż ciemność panująca wokoło nie wygląda zbyt przyjaźnie. Mocniej więc zaczęłam wierzgać swymi kopytkami oraz szorować pazurami, ale niestety nie przyniosło to upragnionych rezultatów. I na co mi to było? Bawić się magią podczas swego śmiertelnego snu?
    
    Próbując kolejny raz z całych sił podciągnąć się do góry, zauważyłam to samo światełko, które próbowało dopaść mnie i zrzucić w czeluść. Zrozumiałam wtedy, że wcale się nie obudziłam, a jedynie podświadomość zawładnęła mą jaźnią.
    
    Zrezygnowana zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, gdy nad mą głową usłyszałam męski jazgotliwy pogłos.
    
    - Jezu! Halo? - kiedy kobyla stopa jegomościa uderzyła w moje lico, o mały włos nie wpadłam w białość! Barbarzyńca z tego diabła, nie ma co! Jakim cudem pozwolił na katusze w tak realnej formie?!
    
    - Powyrywam Ci sierść psie! Dotknij mnie jeszcze raz! - i wtedy światło zbliżyło się do mnie niebezpiecznie, a następnie skierowało swój promień na obcą twarz.
    
    I dojrzałam oczu w kolorze nocnego nieba. Jakby samego czarta wysłano, aby mnie pokusił na wodzenie i ukarał po raz kolejny! Krzyknęłam więc z całych sił, jakie tylko we mnie się tliły.
    
    - Nie dosięgniesz mnie! I tak jestem trupem! Nie boisz się mego ...