1. Wspomnienia kota


    Data: 30.09.2020, Kategorie: BDSM Autor: Konrad Milewicz

    ... przygotowanym krzesełku, podobnym do barowego. Unoszę ręce, pozwalając mu zdjąć bluzkę z owieczką, i nóżki pozwalając zdjąć dziewczęce niemal szorty. Pod tym względem czasem traktuje mnie jak małą dziewczynkę. Nieco wstydliwie pochylam się robiąc siusiu i patrząc co on robi. Szczęśliwie, dzisiaj nie otwiera trzeciej szuflady. Gdy otworzył ją pierwszy raz i zrobił mi lewatywę, prawie mu wydrapałam dziurę w rękach i ugryzłam w udo. Ostatecznie jednak to on dopiął swego. Wiem, że ją robi, bym nie musiała za często chodzić do łazienki. Też tego nie lubię. Przekłada mnie do wysokiej wanny z granitu, która kosztowała pewnie tyle co stara kawalerka Krzysia, i odkręca wodę. Ciepła ciecz moczy moje ciało. Mam ochotę zauważyć, że nie mam jak się pobrudzić w domu, ale myślę, że gdyby tego nie robił, to byłoby mi źle. Zaczyna od włosów. Od piętnastego roku życia farbowałam je na czarno, myśląc, że to fajne. Kiedy to zobaczył, zrugał mnie i poświęcił dużo czasu na wypłukanie farby, by przywrócić ich jedwabistego blondu. Chyba sam robi ten szampon. Pachnie śmietaną i truskawkami. Patrzę na niego, gdy masuje mi głowę. - Podejdziemy do pań stylistek i Ci trochę podetną sierść. - w jego oczach da się zobaczyć zadowolenie i spokój – Jest już za długa. Kiwam głową ostrożnie, to wciąż jakiś odległy odruch, spadek po Marcie. Pierwszą lekcją było „Zwierzęta w cyrku chodzą na dwóch łapach, a w bajkach nawet gadają”. Krótko mi wyjaśnił, że jako jego kot nie powinnam (co oznaczało „nie możesz”) ...
    ... chodzić na dwóch nogach. Chyba, że mi ubierze buty, gdy idziemy na spacer. Wtedy mogę, ale to wyjątkowe okazje. Opowiedział też, jak się uczy „zwierzątka” tej sztuki. Są „szpilki”, czyli zakładane na stałe kozaki na obcasie, gdzie pod piętą było dziesięć kilkumilimetrowych kolców z stali. Kiedy się na nich staje (dźgnął mnie widelcem w piętę, aż pisnęłam), to od razu przewraca. Po jakimś czasie wyrabia się nawyk, by tego nie robić. Jeśli jednak nie, lub właścicielowi marzy się wystawianie, trzeba zrobić „bezkolanowca”. Czym jest takie stworzenie? Bierze się zwykłe zwierzątko, podobne do mnie, potem młotek (podkreślił, że tylko nieliczni właściciele decydują się przy tym na znieczulenie) i uderza w kolanko. Potem należy związać łydkę do uda z odpowiednim rozstawieniem i czekać. Zrasta się, ale już nigdy nie będzie w stanie rozprostować dobrze nogi. To mniej brutalne, niż ostateczna amputacja, która jest nieestetyczna. Po długim czasie wiedziałam, że wole po prostu go nie denerwować i chodzić na czworaka sama z siebie. Podobnie było z mową. Długo nosiłam knebel (wyjmował go tylko, bym mogła zjeść, ale gdy tylko próbowałam się odezwać lub krzyczeć pakował mi palec do ust, mimo że gryzłam i płakałam). „Wiesz, że nie potrzebujesz języka?” zapytał wreszcie, znudzonym głosem „Wystarczy źródło ognia i nóż. Ciach i jedyne co będziesz mogła to odgłosy, których oczekuje. Są tacy, którzy jednak stwierdzają, że bez języka to zwierzę do wyrzucenia. Wtedy robi się nacięcie, o tu (przejechał ...
«1234...12»