Syrena
Data: 28.06.2019,
Kategorie:
Fantazja
Autor: Janusz Mazowiecki
Karaiby , rok 1757 Wzburzone morze unosiło okręt w górę i dół, a spienione fale raz za razem z całą siłą uderzały w burty. Zalewając górny pokład słoną wodą. Gęste chmury zakrywały gwiazdy, ciemna noc rozświetlana była tylko co jakiś czas blaskiem błyskawicy. Okręt miał zerwany masz i dryfował, zdany na łaskę żywiołu. Kapitan statku – James Brooks, leżał nieprzytomny na dolnym pokładzie. Migotliwe światło oliwnej lampki rzucało na jego spoconą twarz żółty poblask, wraz z kołysaniem się całego pokładu, światło ześlizgiwało się i wracało z powrotem, by ukazać kolejny grymas bólu starego kapitana. James Brooks był piratem, wielokrotnie wymykał się śmierci, ale tym razem ugodziła go zatruta strzała, wypuszczona przez jednego z najemników, jakich inne załogi pirackie rekrutowały jako wsparcie, w walce z konkurencyjnymi okrętami. Nie było między piratami przyjaźni. James sam wielokrotnie zdradzał i wykorzystywał współbraci w pirackim fachu. Teraz leżał niemal bez sił i czuł jak powoli ucieka z niego wola walki o życie. Pierwszy oficer – Martin Hayes kucał tuż obok swojego kapitana. Pokładowy zapas leków nie uwzględniał remedium na nieznane toksyny. Wyspiarskie gatunki zwierząt miały cały arsenał jadów do walki z drapieżnikami. Tubylcy o tym wiedzieli i często zatruwali groty strzał i ostrza noży, by nawet lekkim draśnięciem, pognębić przeciwnika, choćby zza grobu. - Widać ląd! Zaraz dobijemy do brzegu. Wynieście kapitana! Trzeba znaleźć kogokolwiek, kto zna się na leczeniu. – Głos ...
... bosmana przebił się przez szum fal i dźwięk uderzeń mas wody o burtę. Martin Hayes uniósł się i wybiegł z dolnego pokładu. Rzucił okiem na żałosne szczątki głównego masztu. Naprawa potrwa kilka dni. Zaklął cicho pod nosem. Część łupu będzie musiała pokryć straty. Dobre i to, ale utrata kapitana to co innego. Stary pirat trzymał dyscyplinę w załodze i bardzo często ratował swoim doświadczeniem skromny statek, który uciekał Posejdonowi spod trójzębu już nie raz. Teraz gdy leżał nieprzytomny, trzeba było prędko znaleźć lekarstwo. Śmierć kapitana, byłaby tragedią i Hayes wiedział o tym. Gdy tylko statek dobił do piaszczystego brzegu, Hayes błyskawicznie zeskoczył na ląd i razem z grupką zaufanych ludzi, mimo środka nocy, rozpoczął rozpaczliwe poszukiwania jakiegokolwiek śladu osoby znającej się na sztuce leczenia. Tuż za linią piasku rozciągały się chaty i niewielkie budynki magazynowe dla osadników. Dość liczne jak na tą część świata. Szanse na odnalezienie wybawienia z kłopotu, wyraźnie poprawiły nastrój wśród piratów. Prędko ruszyli w głąb osady, rozdzielając się .Martin wybrał najbardziej prawdopodobne miejsce na spotkanie kogokolwiek – karczmę.Zapach smażonych ryb i słonej wody unosił się w powietrzu, a z komina karczmy bił w górę białawy dym, dobrze widoczny na tle ciemnego nieba. Z wnętrza gospody dobiegał wesoły gwar, brzęk naczyń oraz głośny śmiech kobiet do towarzystwa. Hayes uśmiechnął się delikatnie. Wszedł do środka i natychmiast uderzył go w nozdrza przyjemny zapach ...