Dwie sroki (II). Trudne rozmowy
Data: 28.10.2020,
Kategorie:
ciąża,
młodzi,
studia,
Oral
Autor: Koralowo
... wyciągnęła rękę, położyła ją na mojej i ścisnęła lekko.
- Wiem, wiem dobrze, że byłbyś cudownym ojcem, ale to po prostu jeszcze nie jest mój czas. - Trwaliśmy chwilę w milczeniu. Patrzyłem na jej jasną, nieskalaną dłoń. Boże! Ta dłoń była bez skazy! Proste, długie palce, paznokcie pomalowane bezbarwnym lakierem i te nadgarstki z lekko wystającymi kośćmi. Miałem ochotę gryźć te nadgarstki, pieścić je, całować, wielbić, czcić, wznosić na piedestał, ale tylko delikatnie głaskałem jej dłoń, aż w końcu podniosłem wzrok i choć ciężko mi było to mówić (choć w takim momencie cokolwiek bym miał do powiedzenia, przechodziłoby mi przez gardło z trudem), to jednak powiedziałem:
- Dobrze. Rozumiem cię. Jednak jadę z tobą do Niemiec i chcę zapłacić za zabieg.
- Nie ma mowy - odparła szybko. - Winę ponosimy oboje, więc to nie będzie uczciwe, jeśli tylko ty będziesz za to płacił.
- No to skoro jest to nasza wspólna wina, to zapłaćmy pół na pół. Ile coś takiego kosztuje? - To miała być "moja" pierwsza aborcja i nie orientowałem się w cenach.
- Pięćset euro. - Szybko przeliczyłem na złotówki. Trochę ponad dwa tysiące złotych, pomyślałem. Dorabiałem jako barman, ale wypłatę przeznaczałem głównie na jedzenie. Pieniądze, które dostawałem od ojca starczały na opłacenie mojego małego, acz słonecznego pokoiku oraz na rachunki. Jeszcze papierosy, alkohol, niestety czasem w nadmiarze i wychodziłem na koniec miesiąca albo na zero albo maksymalnie sto złotych na plus. Do czego dążę? ...
... Mianowicie do tego, że nie miałem w tamtym momencie ekwiwalentu dwustu pięćdziesięciu euro. A to oznaczało tylko jedno - trzeba się przygotować na trudną rozmowę z ojcem.
- To żaden kłopot - odpowiedziałem za uśmiechem skrywając wszystkie myśli. - Kiedy masz zabieg?
- W następny poniedziałek - Już za tydzień?! To oznacza, że rozmowa z ojcem czeka mnie wcześniej niż się spodziewałem.
- Nie ma sprawy - ścisnąłem jej dłoń i dalej wszelkimi siłami próbowałem ukryć galopadę myśli. - Obiecaj mi, że będziesz mi mówić i pisać, jeśli będziesz potrzebowała czegokolwiek, obiecujesz?
- Dobrze, obiecuję, ale...
- Nie ma żadnego ale - przerwałem jej. - I jadę do Niemiec z tobą. I - podkreśliłem "I", bo już widziałem, że Iga chce coś powiedzieć. - I żadnych wymówek. Wiem, że sama sobie świetnie poradzisz, ale chcę tam być z tobą, ok? - Iga ścisnęła mnie mocniej za rękę, uśmiechnęła się i głosem niby-pokonanego powiedziała:
- Ok, jedziemy razem - spojrzałem na nią pytająco. - I tak, będę dzwonić jak tylko będę czegoś potrzebować.
Jakie to było dojrzałe z mojej strony! Dojrzałe? W zasadzie nie mi to oceniać, ale tak się właśnie czułem. Dojrzale. Na wieść o dziecku wcale się nie rozpłakałem, nie zacząłem krzyczeć, nie uciekłem, nie zaprzeczyłem, nie żądałem żadnych badań, tylko zaakceptowałem i chciałem wychowywać! Sam byłem zaskoczony swoim postępowaniem. Może mówiłem to wszystko, żeby ułagodzić Igę? Żeby nie zobaczyć w jej oczach wyrzutu? Mówiłem tak, bo tak faktycznie ...