Przypadkowy turysta
Data: 17.11.2020,
Kategorie:
wycieczka,
Sex grupowy
Autor: Orfeusz
... że z ziemi biła jakaś niesamowita poświata. Sam nie wiem czy byłem z tego zadowolony czy nie. Ale już w wojsku, kiedy stałem na warcie przerażało mnie, że jestem taki widoczny przechadzając się pod latarniami, niemal wystawiony do obserwacji przez kogokolwiek. Kiedy tak szedłem nie napotykając żadnego śladu cywilizacji czułem się coraz bardziej irracjonalnie. Jakbym w jednej chwili przeniósł się do innego świata. Ten nie był zbyt przyjazny. Pomyślałem nawet, że jeśli wszystko skończy się dobrze to zawsze będę mógł iść w zaparte jak to postanowiłem wziąć się za bary z przyrodą. Może laski na to polecą. Ale to były tylko rozważania podczas morderczego niemal marszobiegu. W pewnym momencie drzewa skończyły się a ja beztroski jak ostatni osioł nie zatrzymałem się i w ostatniej chwili, kiedy pod nogą nie czułem już ziemi padłem w śnieg jak długi. Niewiele brakowało wtedy żebym zleciał, chyba aż do samej wioski. Leżąc w śniegu zauważyłem pode mną jakieś dwadzieścia metrów niżej jakiś dom. W oddali majaczyły już światła miasteczka. Pieprze miasteczko, pomyślałem ruszając w kierunku domu. Udało mi się obejść urwisko i w końcu popychany wiatrem zapukałem do drzwi. Dom nie był zbyt okazały, z ogromnych bali drewna jak mogłem się zorientować. Zapukałem ręką i po sekundzie, która wydawała mi się wiecznością drzwi otwarły się a ciemności, w których stałem zostały zalane ciepłym żółtym światłem z przedpokoju.
Drzwi otworzył mężczyzna. Starszy człowiek może gdzieś pod pięćdziesiątkę. ...
... Kiedy zobaczył mnie, natychmiast wciągnął do środka. Zamykając za sobą drzwi odetchnąłem z ulgą. Świszczący wiatr już nie zagłuszał moich myśli no i śnieg nie padał mi już na głowę. Rozebrałem się z grubej kurtki w przedpokoju i wszedłem zaproszony do izby. Była dość przestronna a w rogu stał ogromny gliniany piec. Odruchowo niemal ruszyłem w jego kierunku. Usiadłem na drewnianej podłodze wyciągając ręce w kierunku ognia.
- Bardzo panu dziękuję - wyrzuciłem z siebie z niekłamaną wdzięcznością.
Dziadek pokiwał ze zrozumieniem głową, zupełnie jakby, co dzień znajdował turystów idiotów zabłąkanych w lesie.
- Pan z miasta? - Zapytał przeciągając sylaby w góralskim akcencie. Tym razem ja przytaknąłem jakby to miało wszystko wyjaśnić. Jakbym przyznał się do winy. Tak jestem z miasta. Wysoki sądzie, na swoją obronę mogę powiedzieć, że dotychczasowy las, z jakim miałem do czynienia to kilkaset metrów kwadratowych parku miejskiego. Ale moja ironia nie była na miejscu. Chociaż mówiłem ją w myślach. Gospodarz okazał zrozumienie i krzyknął w głąb domu.
- Hanka! - a po chwili zjawiła się starsza kobieta z butelką jakiejś nalewki. Widać rozumieli się bez słów. Zastanawiałem się przez moment czy kobieta wyczuwała w intonacji jego głosu, czego od niej chce? Kobieta, o której marzy każdy mężczyzna. Krzyknąłbym Iwooona i natychmiast zjawiłaby się moja kobieta z butelką zmrożonego piwa. Innym razem Iwwwona, a tu zjawia się moja kobieta w seksownej bieliźnie. No cóż rozmarzyłem się za ...