Debiutant - amerykański sen
Data: 26.11.2020,
Kategorie:
bez seksu,
żartowałem,
porno,
Brutalny sex
emigracja,
Autor: GreatLover
... kącikiem ust, starając się nie nadwyrężyć szczęki.
- Dzięki za wszystko, było... naprawdę, dzięki.
- Mam nadzieję, że mogę liczyć na twoją dyskrecję? – spytała, patrząc na mnie uważnie.
- Oczywiście – odpowiedziałem szybko i zgodnie z prawdą – nikomu o tym nie powiem.
- I bardzo dobrze – ucięła krótko spuszczając wzrok na swoje akta.
Uznałem, że wyjaśniliśmy sobie wszystko. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do drzwi. To głupie, ale poczułem cholerną, męską satysfakcję na myśl o tym, że przed chwilą spuszczałem się tej wrednemu kociakowi w usta. Poczułem jak fiut drgnął w mych spodniach, jakby cieszył się wraz ze mną.
Cicho zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem do wyjścia, po drodze napotykając Steve'a. Uśmiechnął się szeroko na mój widok.
- I jak? Spodobała ci się niespodzianka? – spytał z błyskiem w oku.
„Jeszcze jak!”
- Nie było tak źle... - odpowiedziałem wymijająco, widząc jego roześmiane spojrzenie. Podejrzewałem, że pracujący tu ludzie jeszcze długo będą pamiętać mój wrzask.
- Udało ci się coś ugrać? – spytał mnie ze szczerą ciekawością, obserwując mnie uważnie.
- Nie – wypaliłem od razu wypowiadając to słowo w ułamku sekundy – nie – odpowiedziałem wolniej, widząc zdziwioną minę producenta – niestety, nie.
- Pierdolona góra lodowa! – syknął Steve – kurwa, tyle razy próbowałem i nic! Nie wiem nawet, jak laska się nazywa, a szkoda! Porobiłoby się z nią, co nieco, co nie? – spytał, patrząc na mnie chytrze.
Uśmiechnąłem się mimo ...
... woli – miałem nadzieję, że Steve nie domyślił się powodu mojej radości.
- No raczej – odpowiedziałem krótko i obydwaj pośmialiśmy się przez chwilę.
- Tak to jest, bracie, taka branża. Dobra, ale o tym później, jak będę miał decyzję w twojej sprawie. Zdzwonimy się – uścisnął moją dłoń i ruszył do swoich spraw.
Skołowany wyszedłem na zalaną słońcem ulicę. Miną trzy godziny, zanim znajdę się w domu.
Rany, co za dzień!
***
Obudziłem się z przeświadczeniem, że cały wczorajszy dzień był tylko snem. Długim, dziwnym, cholernie pokręconym, ale jednak – snem. Zmierzwiłem względnie świeże włosy i ziewnąłem przepotężnie, jęcząc z bólu jak kot – szczęka wciąż dawała o sobie znać w wyjątkowo uporczywy sposób.
- To nie był sen – powiedziałem na głos sięgając do tylnej kieszeni spodni.
Wyciągnąłem zwitek banknotów i szybko zacząłem przerzucać gotówkę. Nowy, niepomięty papierek wciąż tam był – namacalny dowód wczorajszych wydarzeń. To nie był sen.
Do domu wróciłem bez większych przygód. Ostatnie etap pokonywałem niemal w całkowitej ciemności, napotykając się kilka razy na typów z Vatos – wystarczyło, że raz rzucili okiem na moją twarz i dawali mi spokój. Najwidoczniej w tej okolicy słowo Pabla było święte.
Wstałem wcześnie rano, nie mogąc opanować swojego przejęcia. Dobrze wiedziałem, że jest zdecydowanie za wcześnie, by dzwonić w mej sprawie, ale nadmiar energii powodował, że wprost nie mogłem usiąść w miejscu. Dla rozrywki rzucałem Pablowi resztki zachowanych ...