Porcelana
Data: 12.07.2019,
Kategorie:
Zdrada
tinder,
Autor: Phoenix
Kilka miesięcy temu za namową znajomych założyłem aplikację randkową Tinder. Dobiegałem do trzydziestki, mijał prawie rok od mojego kilkuletniego związku, który nie przetrwał próby czasu, ciągłych burz, zmiennych nastrojów i braku wzajemnego zrozumienia. Od tego czasu nie angażowałem się w żadną relację damsko-męską, mówiąc zupełnie szczerze ta sfera mojego osobistego życia zupełnie zamarła. Jednak czułem, że moja chęć do życia i do poznania kobiety wzrasta. Nie chciałem się angażować w nic poważnego. Tak naprawdę szukałem tylko ujścia dla swojej seksualnej energii. Najwyższa pora się nią z kimś podzielić. Miałem wielu znajomych, którzy poprzez aplikacje randkowe poznali swoich obecnych małżonków, lecz także sporo grono, odkryło tam kompanów do swoich erotycznych zabaw i po prostu spędzania razem przyjemnych chwil.
Nie miałem nic do stracenia, wrzuciłem kilka fotek, naskrobałem kilka słów o sobie i zacząłem wirtualną przygodę. Dość szybko przeniosła się ona do realnego świata i umówiłem się na pierwsze spotkanie. Poszliśmy na spacer i kawę. Było miło, sympatycznie... i w zasadzie tyle. Nie zaiskrzyło w żadnym stopniu z obu stron, mimo że Ania była atrakcyjną kobietą. Być może dlatego, że poza wyglądem nie miała za wiele do zaproponowania. Seks, seksem, ale fajnie jednak byłoby wymienić przedtem trzy składne zdania. Zainteresowania Ani, czyli: instagram, pato-influencerki i paznokcie hybrydowe były poza orbitą moich. Drugie spotkanie, tym razem z Martą, miało podobny ...
... przebieg, jednak zamiast na kawę zabrałem ją do kina, bo tam milczenie było mniej niezręczne. Była atrakcyjną, długonogą brunetką, jednak obawiałem się, że w czasie seksu bardziej bym myślał, żeby nie zniszczyć tej tony tapety, którą pokryła swoją buzię niż o byciu dobrym kochankiem. Nie poddawałem się jednak i przesuwałem ekran w poszukiwaniu „miłości mojego życia”. Pisałem z kilkoma kobietami, z jedną z nich rozmowa układała się wyjątkowo dobrze. Może jej uroda nie rzucała na kolana, ale ja przecież też nie jestem Bradleyem Cooperem. Problem z Izą, bo tak miała na imię polegał na tym, że ciężko było ją namówić na spotkanie. Po kilku tygodniach pisania udało mi się ją jednak przekonać na wspólną wycieczkę rowerową. Jakież było moje zdziwienie gdy na miejscu zamiast kobiety ze zdjęcia, zastałem kogoś kto nie przypominał jej zupełnie. Ta osoba wyglądała raczej jakby zjadła Izę, dodatkowo dwa tłuste pieczone świniaki w całości, popiła połową wody z Wisły i dodatkowo była od niej dziesięć lat starsza. To nie była Iza ze zdjęć... to był Izozaur! Upewniłem się czy to na pewno ona, odpowiedziała z uśmiechem, że oczywiście i pojechaliśmy wspólnie w siną dal. Pierwszy i ostatni raz. Problemem nie było to, że miała 50 kg nadwagę, problemem było to, że wrzuciła nie swoje zdjęcia i podszywała się pod kogoś kim nie jest. No dobra... 50 kg nadwaga to jednak dla mnie za dużo, mimo, że lubię gdy jest za co złapać kobietę. Nawet jej przyjemny charakter nie pomógł. Na nią trzeba by było wchodzić z ...