Mama-pierwsza kobieta
Data: 18.05.2021,
Kategorie:
Dojrzałe
Tabu,
Autor: Tovarisch_Czolgista
Od tamtych wydarzeń minęło już kilka dobrych lat i wiele się w międzyczasie zmieniło w moim życiu: mam dobrą pracę, kochającą żonę i dwójkę dzieci. Ale tak myślę, że te wszystkie pozytywne rzeczy, które w ostatnich latach stały się moim udziałem, swój początek miały w wydarzeniach o których chciałbym opowiedzieć.
Miałem 25 lat, właśnie skończyłem studia i wróciłem do domu. W prowincjonalnym miasteczku, w którym mieszkałem znalezienie jakiejkolwiek pracy graniczyło z cudem. Nie potrafiłem jednak rozwinąć skrzydeł i wylecieć z rodzinnego gniazda.
Jestem jedynakiem.
Mój ojciec miał wówczas już 65 lat, był emerytowanym lekarzem staczającym się w alkoholizm. Pracował co prawda parę godzin dziennie w przychodni jednak przychodziły takie tygodnie, że znikał na całe dni w nieznanych nikomu melinach, skąd wracał upodlony jak najgorszy pijak.
Był mi zupełnie obcym człowiekiem.
Matka była urzędnikiem w powiacie i w tamtym roku kończyła 50 lat. Zawsze mieliśmy świetne, przyjacielskie relacje. Nie miałem przed nią tajemnic. To ona namówiła mnie na studia, które skończyłem. Dzięki jej wsparciu trenowałem na uczelni kolarstwo i miałem niezłe osiągnięcia. Uwielbiała jeździć na rowerze i wspólnie odbyliśmy niejedną wycieczkę.
Ale studia się skończyły i dopadła mnie depresja. Nie miałem pracy, urwały się stosunki ze znajomymi, skończyła się przygoda z akademickim klubem kolarskim. Przede wszystkim jednak dopadła mnie świadomość, że jestem sam. Nie miałem dziewczyny. Nie ...
... udało mi się jej znaleźć na studiach i któregoś dnia pomyślałem, że zmarnowałem ten czas i wszystko jest stracone. Zawsze byłem bardzo nieśmiały w stosunku do kobiet. Poświęcałem się nauce i sportowi. Nigdy nie miałem dziewczyny.
Nigdy nie byłem z żadna kobietą…
W czerwcu tamtego roku wychodziła za mąż moja kuzynka. Uczyła się w Niemczech, tam tez poznała swojego przyszłego męża i tam brała ślub. Dostałem zaproszenie i pasowało się wybrać do miasta Friedrichshafen położonego nad Jeziorem Bodeńskim. Nie miałem ochoty tam jechać bo nie miałem osoby towarzyszącej. Świadomość ta niesamowicie mnie przybiła. Matka jednak nalegała żebym pojechał. Ona musiała; ślub brała jej chrześnica, ojciec zaś po tygodniu picia wylądował w szpitalu i długo nie mógł dojść do siebie.
Musieliśmy pojechać we dwójkę. Czekało nas dziesięć godzin jazdy. Pamiętam, że dużo i szczerze rozmawialiśmy o życiu. Wylewałem wszystkie swoje żale, frustracje i lęki, ale podczas tych rozmów zrozumiałem, że moją matkę mimo bijącej od niej pewności siebie również wypełnia poczucie samotności i głębokie rozczarowanie wieloma aspektami życia. Zrozumiałem tez, że najbardziej zależy jej na tym, aby moje życie jakoś się w końcu ułożyło.
„Coś musimy z tym zrobić” – powiedziała stanowczo widząc na mojej twarzy bezsilną wściekłość, że muszę jechać na czyjeś wesele bez dziewczyny - „Coś wymyślimy” – skwitowała, kiedy wybuchnąłem słowami – „Nie umówię się z dziewczyną, kiedy nie wiem nawet czy potrafiłbym uprawiać z nią ...