Wisienka na torcie
Data: 09.06.2021,
Kategorie:
bez seksu,
spotkanie,
Dojrzałe
obyczajowe,
Autor: Indragor
– Janek! – Przez ruchliwą ulicę dotarł do moich uszu kobiecy głos.
Wydał mi się całkowicie nieznajomy więc nie zareagowałem. Zresztą chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu, a miałem jeszcze kawałek drogi. Mimo że to połowa sierpnia, słońce piekło niemiłosiernie. Palące promienie wnikające w skórę niemal sprawiały ból, czułem się wręcz jak skwarka na patelni.
– Janek! – Ponownie krzyknęła kobieta.
Tym razem spojrzałem na drugą stronę ruchliwej ulicy skąd dobiegał głos. Jakaś nieznajoma kobieta o ciemnych włosach machała ręką w moim kierunku. Rozejrzałem się dookoła, bo być może nie mnie wołała. Wszyscy jednak spieszyli swoją drogą, nie zwracając uwagi na kobietę. Wskazałem ręką na siebie. Kobieta potaknęła głową i wykonała gest ręką zapraszający do siebie. Cofnąłem się kilka metrów, do przejścia dla pieszych, które dopiero co minąłem. Kobieta po drugiej stronie podążyła w moim kierunku. Oczywiście, jak zawsze w takich przypadkach, światło na skrzyżowaniu dla pieszych akurat zmieniło się z zielonego na czerwone. Musiałem zaczekać dobre trzy minuty, zanim mogłem przejść. Kobieta po drugiej stronie cały czas cierpliwie czekała.
– Cześć – powiedziała, gdy się zbliżyłem, a widząc, że jej nie rozpoznaję dorzuciła z uśmiechem: – Nie poznajesz mnie, prawda?
– Hm...
– Lilianna, uczyliśmy się razem w podstawówce.
– Lilka?! – Teraz mnie olśniło kim jest ta kobieta.
Takiego imienia trudno nie zapamiętać. Uczyliśmy się w tej samej klasie podstawówki. Mieszkała ...
... na tej samej ulicy co ja, tylko trzy bloki dalej. Niewysoka, nie tak bardzo, ale niższa niż rówieśniczki, szczupła, delikatna, może trochę nieśmiała, taka „kruszynka”. Teraz trochę przybyło jej kilogramów, nie była już tą drobną nastolatką, zasadniczo jednak nic nie można było zarzucić jej figurze. W podstawówce lubiłem ją. Jedyna dziewczyna, która była zawsze wobec mnie uprzejma, zawsze chętna do pomocy. Jak zapomniałem czegoś albo wypisał mi się długopis, zaraz pożyczała mi swój. Budziła moją sympatię. Lubiłem ją najbardziej ze wszystkich panienek w klasie. Jednak tylko tyle. W siódmej czy ósmej klasie nawet nie myślałem, aby ją podrywać, nie mówiąc już o czymś więcej. Nasi rodzice znali się i z okazji urodzin czy imienin odwiedzali. Do czternastego roku życia, właśnie z tych powodów byliśmy prowadzeni, albo ja do nich, albo ona do nas. Później już nie, bo pewnie oboje się zbuntowaliśmy, ja na pewno. Właśnie gdy mieliśmy po czternaście lat w ich mieszkaniu trwały imieniny i mój ojciec zawołał mnie, prosząc, abym przyniósł z domu rodzinny album, bo coś akurat zachciało się im oglądać. „Idź z Lilką”, dodała moja mama, a jej mama podchwyciła to, wołając córkę: „Lila, przejdźcie się z Jankiem do jego domu, on wie, o co chodzi”. No i było po herbacie. Poszliśmy razem. W moim domu wyciągnąłem co trzeba, a w tym czasie Lilka nie odstępowała mnie na krok. Już zamierzałem wychodzić, gdy powiedziała: „pić mi się chce, dasz mi wody?”. Dobrze, nie ma sprawy. Poszliśmy do kuchni, dałem ...