1. Wisienka na torcie


    Data: 09.06.2021, Kategorie: bez seksu, spotkanie, Dojrzałe obyczajowe, Autor: Indragor

    ... przyjeżdża tu do Sieradza, to mnie odwiedza. Poznałyśmy się przez jej męża, ma taki sam zawód jak ja. W Niemczech na takim spotkaniu międzynarodowym, wiesz, chodzi o wymianę doświadczeń. Jak dowiedział się, że pochodzę z tego samego miasta, co jego żona, to nie było siły – uśmiechnęła się. – To jak? Przychodzisz w środę? – nie przestawała się uśmiechać, tyle że teraz do tego uśmiechu dołączyła nutę tej dawnej delikatnej dziewczęcej zalotności.
    
    – Nie chcę przeszkadzać...
    
    – Oj tam, jak same baby się spotkają, to zaraz zaczynają gadać o głupotach – zaśmiała się. – Przyjdź – poprosiła – ona będzie koło piętnastej u mnie więc też mógłbyś tak przyjść, chyba że pracujesz.
    
    – Dobra, przyjdę, akurat jestem na parodniowym urlopie – zgodziłem się po krótkim namyśle.
    
    – Fajnie. Mój numer łatwo zapamiętać: jeden przez jeden, tamten blok. – Jeszcze raz dla pewności wskazała ręką narożny budynek.
    
    – Cha, Cha, rzeczywiście. Kiedyś mieszkałaś pod numerem sto czternaście przez sześćdziesiąt osiem, a teraz taki mały.
    
    – Tylko nie zapomnij – dodała dziobiąc mnie palcem w pierś.
    
    – Nie, no co ty, jak już obiecałem... No to cześć, lecę.
    
    – Cześć.
    
    Aż się nie chce wierzyć, zastanawiałem się idąc do domu, że kiedyś miało się te naście lat, a jeszcze wcześniej było się dzieckiem. A teraz... trzydzieści osiem na karku, za trzy miesiące trzydzieści dziewięć, a Lilka też, tylko jeśli dobrze pamiętam miesiąc wcześniej. Aż nie do wiary, połowa życia już za nami.
    
    W środę jak na ...
    ... złość chmurzyło się, po południu zapowiadano nawet burze i silny wiatr. Pomyślałem nawet, aby odwołać wizytę, ale nie miałem jak. Nieopatrznie nie wziąłem numeru telefonu do Lilki. Poza tym dałem słowo, a nie lubię później się wycofywać. Mimo gęstniejących chmur i coraz silniejszego wiatru ruszyłem w drogę. Słońce jeszcze przeświecało od czasu do czasu więc miałem nadzieję zdążyć przed deszczem. Kilka minut przed piętnastą nacisnąłem przycisk domofonu z numerem jeden. Już myślałem, że nikogo nie ma, bo dopiero po drugim dzwonku, ze sporym opóźnieniem, usłyszałem w domofonie głos Lilki.
    
    Drzwi otworzyła mi kobieta w eleganckiej biało-niebieskiej koszuli i różowych, ale nie jaskrawo, dopasowanych spodniach.
    
    – To jest Ogonka. – Po powitaniu przedstawiła stojącego obok niej kota, typowego dachowca, który z nieufną miną węszył w moim kierunku.
    
    – Cześć Ogonka – zwróciłem się do kota.
    
    – Miauu – usłyszałem krótką odpowiedź, a na pyszczku kota pojawił się delikatny wyraz akceptacji.
    
    – Ma dobre maniery – rzuciłem do Lilki.
    
    – No pewnie. Oprowadzę cię po mieszkaniu, zobaczysz jak mieszkam.
    
    W tym momencie chciałem zapytać co ją zatrzymało, że tak długo nie otwierała, ale robiąc krok syknęła a na jej twarzy pojawił się grymas bólu.
    
    – Co się stało? – zapytałem.
    
    – A widzisz, jaka ze mnie niezdara. Wczoraj skręciłam sobie nogę.
    
    – To może następnym razem oprowadzisz mnie, co będziesz się męczyć.
    
    – A tam – machnęła ręką – kobiety są odporne na ból. To my przecież ...
«1234...19»