1. Wyjazd


    Data: 26.07.2019, Kategorie: Anal Dojrzałe Hardcore, Autor: hipek3

    Bardzo lubiłam jesień, szczególnie w górach. Cieszyłam się, że udało mi się namówić mojego wiecznie zapracowanego męża na tydzień w Karpaczu. Decyzja zapadła w ostatniej chwili, więc chyba oboje poczuliśmy się jak kilkanaście lat temu, podczas naszych spontanicznych wypadów. Potrafiliśmy z dnia na dzień zdecydować się na wyjazd. Autostop, namiot, czasem stodoła… Ech, piękne czasy – nie do wiary, że minęło już tyle lat. Wzięło mnie na wspomnienia… 12 lat temu był ten nasz pierwszy raz – właśnie pod namiotem. Dokładnie pamiętałam datę i wszystkie szczegóły – 5 czerwca 1996, środa. Michał oczywiście nigdy tego nie pamiętał… Był ciepły słoneczny dzień – rano padało, więc powietrze było rześkie. Rozbiliśmy się poza polem namiotowym, na małej polance w lesie, z której prowadziła wąska ścieżka nad jezioro. Nasz „obóz” stanowiły dwa namioty dwuosobowe i pieniek przy ognisku. W okolicy pusto, zostały jeszcze prawie 2 tygodnie do wakacji. Byliśmy tylko w czwórkę: ja, czyli Monika, Michał, Marek i Mirek. Śmiesznie się dobraliśmy – wszyscy na „M”. Jeszcze wtedy byliśmy wszyscy tylko dobrymi znajomymi… Oni w trójkę gnietli się w jednym namiocie, ja mieszkałam sama w d**gim – jak księżniczka. Chłopcy wybierali się na poszukiwanie sklepu – twierdzili, że z chlebem, ale chyba bardziej chodziło im o piwo. Jutro święto, potem weekend – bali się, że zabraknie… Przyjechaliśmy przedwczoraj, a już porządnie zdążyli przetrzebić zapasy – w czym zresztą sama im pomagałam w miarę moich możliwości. ...
    ... Michał jak zwykle posiał gdzieś koszulkę i teraz szukał jej po całym namiocie, aż w końcu machnął ręką. A ja czytałam po raz chyba setny mój ulubiony tomik poezji Szymborskiej, patrzyłam ukradkiem na jego sylwetkę w samych szortach (mniam) i czekałam aż sobie pójdą – chciałam się w końcu wykąpać i umyć głowę. Ciarki mnie przechodziły na myśl o temperaturze wody w jeziorze, ale co robić – nie mogłam już wytrzymać z włosami przesiąkniętymi dymem z ogniska. W końcu się doczekałam – chłopcy zniknęli za drzewami, a ja miałam wreszcie czas dla siebie. Z ręcznikiem na ramieniu i szamponem w garści defiladowałam ścieżką, starając się omijać szyszki. Dotarłam do rozwalającego się pomostu i z rezerwą zbliżyłam się do wody. Brr, jaka zimna… Momentalnie pokryłam się gęsią skórką, a sutki wyglądały tak jakby miały przebić koszulkę. Mimo mojego 75C, nie bawiłam się w noszenie stanika – nie na biwaku. Z chłopakami znałam się od dziecka, więc specjalnie się nie krępowałam, chociaż zauważałam z satysfakcją ich zainteresowane spojrzenia. Przy ognisku nawet zaczęły się głupie żarty na ten temat, ale zręcznie zmieniłam temat. Odłożyłam przybory na pomost, z przyzwyczajenia rozejrzałam się bacznie, ściągnęłam dresy i weszłam do wody, szczękając z zimna. Zrzuciłam też koszulkę i po chwili potrzebnej na zebranie odwagi, nabrałam powietrza i zanurzyłam się. Po pierwszym szoku, woda okazała się całkiem przyjemna i spokojnie już przystąpiłam do porannej toalety. Namydliłam się i umyłam – czułam się jak ...
«1234...»