Na nowo
Data: 18.01.2022,
Kategorie:
Geje
Autor: freakow
... korytarz, gdzie od razu wpadam na jedną z lekarek. To ta sama, która kilka dni temu przeprowadzała moje badania i pobranie krwi. Mój widok chyba ją zszokował.
- Witaj. Co tutaj robisz? Dostałeś telefon? - wita i jednocześnie zaskakuje mnie swoimi pytaniami.
- Dzień dobry. Nie.
- To św… masz chwilę, żeby podejść do mojego gabinetu?
- Ta… tak – jej ton choć sympatyczny i przemiły coraz mniej mi się podoba.
Stukot jej obcasów po winylowej posadzce hipnotyzuje, gdy idę za nią. O co chodzi? Nie dopełniłem jakieś formalności? Pani doktor z klucza otwiera drzwi do swojego gabinetu skąpanego w mroku. Żaluzje są zasłonięte. Dopiero po naciśnięciu włącznika lampy rozświetlają się w nieskoordynowanym tempie. Surowe i sterylne wnętrze. Doktor od razu udaje się do wysokiej szafki z szufladami i zaczyna czegoś szukać. Nie wiem czy stać jak kołek, usiąść bez zaproszenia czy uciekać. Poszukiwania przebiegają sprawnie, gdyż nie mija chwila, zanim lekarka odwraca się do mnie z niezmiennie radosnym wyrazem twarzy. Nie może być tak źle.
- Zapraszam – wskazuje mi krzesło po przeciwnej stronie biurka. Zaczyna robić mi się gorąco.
- Zadam ci kilka pytań dotyczących twojego życia osobistego, zgadzasz się?
- No dobrze – choć nie wiem czemu ma to służyć skoro dobrze pamiętam, że całą ankietę wypełniłem przed badaniem.
- Czy od ostatniego badania odbyłeś stosunek płciowy?
- Nie – w końcu nie minął nawet tydzień, który w większości i tak spędziłem na tutejszych ...
... korytarzach.
- Pamiętasz swój ostatni raz?
- Tak, przypominam sobie – było to tak…
Dawno temu. Byliśmy z Rafałem jeszcze w trakcie wakacji. Po odebraniu wyników, zanim poszliśmy na tę nieszczęsną dyskotekę, daliśmy upust naszej radości niejednokrotnie. A ostatni raz był wyjątkowy. Nie chcieliśmy robić tego w namiocie, ani w samochodzie. Potencjalna widownia była nam niepotrzebna. Postanowiliśmy znaleźć dla siebie ustronne miejsce. Szukaliśmy go kilka dni, głównie chodząc po lasach. Miało być jakby wyciągnięte z sesji fotograficznej. Miejsce ustronne, pełne klimatu. I udało się. Znaleźliśmy małą kotlinkę w środku lasu zanurzoną między skałami, chyba polodowcowymi. Rosło w niej kilka samotnych drzew i z jednej ze skał wypływał cicho szemrzący strumyk. Za pierwszym razem nie byliśmy przygotowani, ale spędziliśmy tam niemal cały dzień. Zostawiliśmy po sobie miejsce z przygotowanym chrustem na ognisko i oczyściliśmy poletko na namiot. Tę noc zamierzaliśmy spędzić właśnie tu.
Nim nastał zmierzch wróciliśmy z wyładowanymi plecakami. Rafał rozbił namiot, a mi przypadło w udziale wzniecenie ognia. Dobra zapalniczka i jakoś dałem radę. W porównywalnym czasie stanął namiot. Mogliśmy przystąpić do kolacji, choć każdy z niecierpliwieniem wyczekiwał deseru. Ogień palił się żywo, ale kiełbaski jakby na złość nie chciały się rumienić. Gdy tylko skórka zaczęła na nich pękać, a tłuszcz z sykiem trawiły płonienie z zaciekłością wilków rzuciliśmy się na żer. Nie było mowy o kochaniu się z pustym ...