1. Z piekła rodem (II)


    Data: 29.04.2022, Kategorie: kucharze, bez seksu, rywalizacja, Sex grupowy Autor: Adrenalinaaa

    ... moją stronę.
    
    Zdenerwowana powróciłam do rozpoczętej przez przyjaciółkę rozmowy.
    
    - Cześć. - szepnęłam, krążąc z chodzącą za mną Jadźką po salonie.
    
    - Hej. Możemy porozmawiać? - czułam ekscytację i strach.
    
    - Nie mam ochoty. - grałam, ale stojący za mną dziewczęcy kat odebrał to jako zły argument, przez co zostałam zdzielona w ramie.
    
    - Musimy pogadać. - zabrzmiało to jak rozkaz.
    
    - Masz dziesięć minut. O siódmej pod lokalem.
    
    Rozłączyłam się, tak naprawdę nie wiedząc, czego mam oczekiwać. Przeprosin? Romansu? Podobał mi się, ale brak zaufania kolejny raz postawiło na mej drodze przeszkodę. Nie ten autobus, nie ta stacja.
    
    Postawiłam na nudny ubiór i tym samym obojętną pozycję obronną. Wiedziałam, że niezależnie od jego słów, ta sprawa jest zamknięta. Skąd? Cóż miałam czas na odrobienie lekcji, a były one o wiele prostsze niż w szkole. Jan Basaj był najmłodszym członkiem rodziny w Poznaniu. Syn, który wiecznie próbował udowodnić, jak nic nie znaczy dla niego zdanie ojca, nagle się przejechał. Starszy brat zmarł w wypadku samochodowym. Ten brat, który powinien odziedziczyć interesy. Ten, który był bardziej odpowiedzialny od znienawidzonego ojca. Firma upadała na zdrowiu, tak samo jak stary, więc trzeba było kogoś posadzić na władczym tronie i dać mu berło.
    
    Jan mógł pokazać, że jest odpowiedzialny oraz wziąć sprawy w swoje ręce. Co w zamian? Kłótnie, fałszerstwa, deptanie ludzi, a potem niespodzianka w postaci zwolnienia przez ojca. Firma przestała istnieć. ...
    ... Dlatego też przyszłam na spotkanie. Skąd niby bankrut, którym jest pijany intruz wczorajszej interwencji, miałby ochotę na walkę o mój lokal? Jak mógłby się nim dzielić, skoro jest tak samolubnym parszywcem?
    
    Aż skręcało mnie w środku, kiedy myślałam o wspólnym interesie, który miałabym z nim prowadzić. Wolałabym spalić lokal i stracić wszystko, na czym mi zależy. Na szczęście nie miałam przymusu, a wola, która dawała mi przewagę, mogła oszczędzić nam obojgu nerwów.
    
    Dreptałam w stronę budynku i znów poczułam dreszcze. Tak mocno wierzyłam w sukces, że teraz nawet gorzej przyjmowałam stratę tego miejsca. Znów pomyślałam o babci, o rozmowach i zachciało mi się płakać. Zagryzając dolną wargę, zastopowałam chwierutanie się kruchej konstrukcji wewnątrz mnie.
    
    Kiedy podeszłam bliżej, pozwoliłam sobie na ostatni dotyk ściany. To mogło być moje — pomyślałam, rozpadając się na kawałki.
    
    - Nie jest w najlepszym stanie. - usłyszałam wyższy od poznanego mi wczoraj głosu. Znałam jednak tę barwę. Już mniej drgającą na strunach głosowych, spowodowaną przez alkohol. W nerwach odwróciłam się, by spojrzeć w twarz mordercy marzeń.
    
    Stał przede mną. Jan Basaj we własnej osobie próbował znaleźć środek komunikacji między oceanem, który nas dzielił. Spoglądał na mnie bez jakiejkolwiek emocji. Adam chyba nie powiedział mu, na jaki temat mamy dziś rozmawiać.
    
    - Mały remont i damy radę. - dodał i podszedł w moją stronę. - Jan Basaj. - wyciągnął dłoń.
    
    Ciemne włosy, szara dresowa marynarka ...
«1...3456»