Wakacje Ireny (IV). Burza
Data: 04.05.2022,
Kategorie:
szantaż,
BDSM
nieznajomy,
bez seksu,
Autor: Per Werter
Mężczyzna wysiadł z auta. Przeszedł na drugą stronę drogi i wszedł między drzewa, doszedł do zakrętu i ostrożnie wysunął głowę zza grubego pnia. Zobaczył stojące na poboczu auto, pary, którą minął.
- Ten pokurcz ją macał publicznie - pomyślał - Może lubi jak go inni widzą?
- Ekshibicjonista jakiś? Jeśli tak, to pewnie są w aucie, a jego rajcuje, że przejeżdżający obok mogą ich zobaczyć.
Przyszło mu na myśl by podkraść się do auta albo po prostu wyjść na drogę i podejść będąc widocznym z daleka.
Ewentualnej scysji, gdyby im przeszkodził, nie obawiał się. Takiego niedorostka załatwi nawet jedną ręką i to lewą. Fizyczne podobieństwo wąsatego do pewnego naziola sprawiało, że czuł do niego, całkowicie irracjonalną, niechęć i z miłą chęcią obiłby mu pysk. Za sam wygląd.
Uczynił jednak coś innego, wrócił do auta, przepuścił przejeżdżające i wykonał zwrot. Pobocze pod drugiej stronie szosy było na tyle szerokie, że wykonał ten manewr od razu. Jechał najwolniej jak mógł. Gdy dotarł na miejsce zobaczył, że stojący pojazd jest pusty. Nie zdziwiło go to, przedtem nie zwrócił uwagi, teraz widział dokładnie - mały, dwudrzwiowy, niezbyt przydatny do uprawiania seksu, jeśli w ogóle.
Nieco rozczarowany, przejechał paręnaście metrów, zjechał w bok na pobocze i stanął.
- Może są gdzieś blisko drogi?
Auto stoi, może przecież być zepsute. W razie czego spytam, czy pomocy nie potrzebują - zaśmiał się w duchu.
Czuł lekkie podniecenie, dziwną zazdrość oraz rodzaj złości, ...
... że ten "wyrób męskopodobny", tak wąsatego pogardliwie w myślach nazwał, zapewne właśnie w tej chwili, obrabia piękną kobietę. Chciał koniecznie jeszcze ją zobaczyć, czy faktycznie jest taka śliczna jak mu się zdawało przejeżdżając obok nich.
A może to nie prostytutka a żona? Różnie bywa, może to wąsate gówno ma jakieś walory? Może oboje to seksualni ekshibicjoniści?
Dotarł do auta Ireny, popatrzył uważnie wokół, nic jednak nie widział, nic nie słyszał. Rozejrzał się jeszcze i daleko zauważył coś białego, chyba talerz anteny na małym domku. Gdyby nie słońce to pewnie by tego nie dojrzał. Chwilę wcześniej idąc w kierunku auta Ireny spostrzegł odchodzącą od drogi ścieżkę, pewnie wiedzie do tej chałupki.
- Może tam poszli? Mam jeszcze czas, zabawię się w Sherlocka - powiedział do siebie w myślach.
Wszedł na ścieżkę i powoli ruszył, czujnie i bacznie patrząc przed siebie. Przeszedł może z 250 metrów gdy nagle usłyszał, niezbyt głośny, ale wyraźny, krzyk kobiety, potem drugi, trzeci i jeszcze kilka.
Wąsaty i jego starszy towarzysz ledwo zdążyli umknąć przed burzą, dotarli do rybaczówki w ostatniej chwili, pierwsze krople deszczu spadły gdy byli kilkanaście metrów od wejścia. Po kilku minutach rozpętało się prawdziwe piekło, zrobiło się ciemno, wiał huraganowy wiatr, niebo rozświetlały błyskawice, a spokojne jezioro zaczęło wyglądać jak morze, pojawiły się sporej wysokości fale, które wściekle rozbijały się o brzeg, lało przy tym jak z przysłowiowego cebra. Fale były ...