Desperacja (II)
Data: 22.05.2022,
Kategorie:
bez seksu,
desperacja,
tęsknota,
Lesbijki
Autor: WstretnaLesba
... trzeba. Nie upadłam jeszcze tak nisko. A do każdej pary stringów, fig, bokserek i okresówek mam odpowiedni stanik – kupuję tylko komplety. Lubię bieliznę. Koronkową, półprzezroczystą, odkrywającą, zakrywającą, wyzywającą, pruderyjną, czerwoną, czarną, białą. Kocham bieliznę.
Dwie pary spodni – czarne, bo do wszystkiego pasują i bordowe, bo mój tyłek układa się w nich o wiele lepiej, niż w rzeczywistości wygląda. Skórzaną, rozkloszowaną spódnicę przed kolano, trzy sukienki, kilka lnianych koszuli, parę topów. T-shirtów nie noszę. Są
. Marynarkę też wezmę, dobrze się w niej czuję – jak kobieta sukcesu, jak wszystko, czym nie jestem. Pasuje do bordowych spodni.
Kubeczek menstruacyjny, lokówkę, ładowarkę do smartfona, lakier do włosów, książkę na drogę, kosmetyczkę z pierdołami do makijażu. Maluję się tylko do Lex i na zakupy, bo nigdzie indziej nie wychodzę, ale tam gdzie pojadę, pewnie też będzie jakieś Lex. I sklepy też będą.
I piersiówkę. Pustą, ale nie szkodzi.
Zadzwoniłam po taksówkę. Piesza droga na dworzec zajęłaby mi około piętnastu minut, ale siąpi deszczem a ja jestem zmęczona. Męczy mnie to, że wciąż czuję gdzieś daleko w ustach delikatny smak jej ciała, choć przepłukałam je tym jednym kieliszkiem wina i umyłam zęby. Jednak pozostał. Słodko-kwaśny, cudowny i ohydny naraz smak kobiety. Ulubiony, znienawidzony.
Kierowca poza
i
, nie mówi nic. Bardzo dobrze. Nie wygląda źle; niewiele starszy ode mnie, czysty, pachnący dezodorantem, nawet ...
... przystojny. Ale dziś nie mam ochoty na pogaduchy o pogodzie i tym, jakich to wielkich walizek kobiety nie zabierają nawet na jednodniowe wyjazdy. Siadam na tylnym siedzeniu od strony pasażera, bo nie lubię jeździć z przodu. Choć wgapiam się w okno ostentacyjnie, kątem oka widzę jak zerka na mnie w lusterku wstecznym, duże oczy osadzone dziwnie głęboko w niepospolitej twarzy, zerka tak, jakby widział mój upadek. Ze współczuciem. Zamykam oczy, nie chcę widzieć jak mnie żałuje.
Ulice są puste, jak przystało na sobotę w południe, więc jedziemy szybko. Od jazdy robi mi się niedobrze, wino cofa się do gardła i drażni przełyk; otwieram oczy, nie chcę zwymiotować. I bez tego widać, że mam kaca. Kierowca patrzy na drogę. Dobrze. Mogę spokojnie patrzeć przez okno. Co jakiś czas tylko mijamy wychodzące ze sklepów, obładowane firmowymi torbami kobiety młodsze i starsze, piękne i mniej urodziwe; schowanych pod czarnymi parasolami starszych panów o twarzach szarych, pomarszczonych wachlarzem doświadczeń. Pan Zerkający zatrzymuje się przed zakrętem, pozwalając wyjechać przed nas czarnemu SUV-owi. SUV włączył się do ruchu, jedziemy za nim. Przez tylną szybę SUV-a widzę dwie dziecięce główki; wyobrażam sobie, że jadą z rodzicami do kina na nową bajkę, jedną z tych naładowanych żartami dla dorosłych, których dzieciaki nie rozumieją, a dzięki którym ich opiekunowie nie umierają z nudy. Mama pójdzie po bilety, tata w tym czasie zabierze szczęśliwców do kinowego baru, pozwalając wybrać sobie zestaw. ...