Desperacja (II)
Data: 22.05.2022,
Kategorie:
bez seksu,
desperacja,
tęsknota,
Lesbijki
Autor: WstretnaLesba
... Myślę, że to chłopiec i dziewczynka. Chłopiec zamówi duży popcorn – tata podpowie sprzedawcy, że ma być mały – i dużą colę – tata powie, że ma być bez cukru i również mała. Dziewczynka rozdziawi malutkie, niewinne jeszcze usteczka przed plastikową ścianą pełną kolorowych żelek, z każdej weźmie po dwie, bo lubi wszystko, co parzyste.
Główki znikają z pola widzenia, gdy SUV zjeżdża na parking jednego z marketów. No cóż, może już wracają z kina – teraz pora na zakupy, żeby niedzielny obiad był jak najbardziej wykwintny. Pod powiekami czuję znajome pieczenie, uczucie, które powraca zawsze, gdy myślę o dzieciach. Zamykam oczy. Wdech, wydech. W kieszeni ściskam piersiówkę, którą przed przyjazdem taksówkarza napełniłam dwusetką cytrynówki kupioną w monopolce znajdującej się pod moim mieszkaniem, kawalerką. Ona dodaje mi sił. Biorę się w garść. Gdy otwieram oczy, taksówkarz manewruje na dworcowym parkingu, szukając wolnego miejsca. Długo nie musi szukać. To przecież sobota, jeszcze nie ma trzynastej. Ludzie odpoczywają w domu po tygodniu ciężkiej pracy, przygotowują obiad, bawią się z dziećmi.
A do kogo wróciła Gładka? Co teraz robi? Jak zabija wspomnienia minionej nocy? Czy spiera z ubrań mój zapach? Bierze prysznic, by pozbyć się niewidzialnych śladów, które pozostawiłam językiem na jej ciele? A może ogląda telewizję, popija kawę i ma to zwyczajnie w dupie?
Dworzec, w stosunku do ilości zaparkowanych pod nim samochodów, jest zaskakująco zaludniony. Ale to w końcu dworzec. ...
... Ludzie wysiadają z pociągów. Dojeżdżają taksówką, jak ja, lub autobusem, tramwajem, pekaesem. Nareszcie koniec ciszy. Tu jest dobrze. Gwarnie. Zamiast cuchnąć żałosnym seksem i alkoholem, pachnie kawą ze Starbucks, olejem z McDoland’s i mieszkanką przeróżnych ludzkich zapachów; od drogich perfum, przez tanie, aż do potu. I trochę deszczem. I płynem czyszczącym z maszyny myjącej podłogę, która nieustannie kręci się po holu, prowadzona przez wąsatego pana po pięćdziesiątce.
Na sześć dostępnych kas, trzy są czynne: numer dwa, cztery i pięć. W dwójce sprzedawane są bilety na krótkie przejazdy, w obrębie naszego województwa – odpada. Czwórka i piątka to bilety na pociągi dalekobieżne. W jednej i drugiej kolejka na około dziesięć osób. Idę do czwórki, bo tak, jak wymyślona dziewczynka z kina, lubię to, co parzyste.
Kolejka rusza się dość sprawnie; o dziwo szybciej, niż ta do kasy numer pięć. Według prawa Murphy’ego, kolejka, którą wybierasz, porusza się najwolniej. Mam nadzieję, że i kolejne z tych praw –
– również się dzisiaj nie sprawdzi.
Pani stojąca przede mną i non-stop beblająca przez smartfona większego od jej policzka, beblająca także w trakcie kupowania biletu (do Wrocławia, klasa pierwsza Intercity, miejsce przy oknie), odchodzi od kasy. Drugie prawo także się nie spełniło. Urocza, młodziutka brunetka zaprasza mnie do okienka.
- Pociąg dokąd przyjedzie najszybciej? – wypalam ominąwszy
, idiotka bez ogłady, zamiast, o boże, zamiast jak człowiek przywitać ...