1. Wlascicielka, vol 5: Wsrod zwierzat


    Data: 31.05.2022, Kategorie: BDSM Autor: Konrad Milewicz

    ... długo. - odpowiada mu – Zresztą, kto by się nami zajmował? Ona? Nie lubi nas.
    
    - Napisałbym do Sonalii. - odpowiada jej – Nigdy nie odmawia.
    
    - Nie! - mówi rozpaczliwie drugi głos, młodszy od pierwszego – Ostatnio zabrała mi konsolkę! I nie możemy spać u niej razem! Źle gotuje! Jak Carmel chciała nam zamówić pizze to powiedziała, że jesteś dla nas za dobry i... Jakbyś był naszą mamą.
    
    - Brownie, kochanie... - zaczyna – Wiem, że jej nie lubicie ale to moja przyjaciółka. Tydzień, góra półtora i bym wrócił. - po czym z zadowoleniem dodaje – A jakbyście mówiły na mnie mama, to bym był szczęśliwy. - po czym syczy przeciągle z bólu
    
    - Bardzo Cię boli? - pyta z troską Brownie – Może my weźmiemy Cole i...
    
    - Obrywałem mocniej. - odpowiada jej spokojnie – Zaskoczyli mnie po prostu swoimi zdolnościami, jak na psy bojowe. Postawiono na usprawnienia, którymi niewiele osób zaprząta sobie głowę. Azjaci stawiają w nich na ilość. Horda po pięćdziesiąt wściekłych klonów to norma. Są jak pszczoły, padają na cios, ale za dużo boli. Amerykanie mają pitbulle. Ciężki osobnik, obleczony kevlarem jako wsparcie bojowe, jego celem jest anihilacja celu lub śmierć. Zniesie dużo, więc może długo walczyć. Zaś te osobniki... - milczy chwile – Prowadziły skoordynowane działania, planowali taktycznie. Dwóch zajmuje, dwóch blokuje, jeden bije. Co chwile zmieniali ustawienie. Kilka stylów walki, wyposażenie bojowe i duża niewrażliwość. - rozpoznaje w tym opisie szkołę mamy – I kamuflaż. Gdybym ich ...
    ... zobaczył poza akcją, dałbym wiarę, że to jakiś gang. Simon mógłby to importować.
    
    - A gdyby Ci się nie udało? - pyta znów Brownie, brzmiąc na bliską płaczu – Co by z nami było? Przecież Sonalii by nas nie uratowała tutaj i... - cmoknięcie
    
    - Już? - pyta spokojnie – Żyje, wróciłem po was i będzie dobrze. To tylko kilka następnych blizn, jakich wiele. Gdyby to wam się stała krzywda, byłoby gorzej. Cola, chcesz am am?
    
    Wysuwam się zza przejścia. Sal siedzi tyłem do nas w kuchni. Nie ma na sobie koszulki. Jasnobrązowa, jak kawa z mlekiem skóra pleców pokryta jest większymi i mniejszymi bliznami. Teraz widać, jak bardzo jest umięśniony. Niemal potężny. Poniżej lini żeber otoczony jest szerokim bandażem. Cola siedzi przodem na jego kolanach. Jej słodka buzia znajduje się na barku, przez co wygląda jak koala. Gdyby był tak duży jak tata, pewnie nie dałoby się jej zobaczyć w ogóle. Poruszając wargami, pewnie coś przeżuwając, patrzy na mnie. Dyskretnie macha paluszkami, jak na wystawie. Najwyraźniej nie ma zamiaru powiedzieć o tym, że tutaj stoimy. Jego rozmówczyń nie widać.
    
    - Jacy oni są? - pyta Carmel – Ta twoja... - waha się – rodzina? Podobni do Grimery czy?
    
    - Mówiłem wam już. - odpowiada jej, poruszając ramionami – Ojciec też miał przyrodnią siostrę, Susan. Biała, ruda. To z jej córką, May pisałem i spotkałem się na kolacji. Miła, ale lesbijka, kropka w kropkę swoja mama. Fajnie się z nią gadało. - Cola znów odchyla plecki z głową do tyłu i otwiera buzię, wciąż patrząc ...