Na Adama
Data: 05.06.2022,
Kategorie:
Romantyczne
Autor: Ben Wik
Uwielbiali te leniwe niedziele, kiedy bywali na Adama, co samo określenie mogłoby się skojarzyć jednoznacznie. Byli w Adamowym stroju, co nie mija się z prawdą, ale drugie znaczenie było zgoła bardziej prozaiczne. Otóż „bywali na Adama” czyli przebywali na ulicy Mickiewicza, gdzie od ponad roku byli właścicielami malutkiej kawalerki, takiej tylko dla siebie. Tylko dla siebie, bo mieszkając tam trochę na raty, często nocowali również w Jej rodzinnym domu, wybudowanym za czasów, gdy żył jeszcze Jej ukochany tato. Pomieszkiwali tam wraz z Jej synem i mamą, ale by mieć trochę więcej intymności, kupili świeżo wyremontowane malutkie mieszkanko w starej kamienicy. Było przytulne, schludne, z jasnymi ścianami, gdzie jedną z nich wykończono sztukaterią dzielącą ścianę na trzy części, trochę w stylu, jaki modny było na początku dwudziestego wieku w mieszczańskich kamienicach. W środkowej części sztukaterii było zamontowane wielkie lustro, co nadawało mieszkanku głębię i przez co wydawało się optycznie większe. To ono właśnie przykuło Ich uwagę, gdy po raz pierwszy pośrednik wpuścił ich do środka. - Zobacz jakie fajne lustro! – Ona prawie krzyknęła, nie umiejąc się powstrzymać swoim zwyczajem przed spontanicznym okazywaniem radości. On spojrzał najpierw na lustro, później wymownie na nią i przez chwilę patrzyli na siebie porozumiewawczo, po czym wybuchnęli niepohamowanym śmiechem. Pośrednik nieruchomości jak na rutyniarza przystało, choć chyba nie połapał się w czym rzecz, skrzętnie ...
... wykorzystał radość potencjalnych nabywców mówiąc z przylepionym profesjonalnym uśmiechem: - Tak! To lustro jest świetnie umiejscowione w pokoju! Daje ono złudzenie dużo większego… Parsknęli po raz drugi, agent uśmiechnął się niepewnie, a oni już byli pewni, że nie wie, o co chodzi. - Z resztą proszę! Zapraszam do łazienki – tam jest drugie! – Dodał nieco zmieszany. Oni złapali się za ręce jak para świeżo upieczonych małżonków i poszli w ślad za nim. Teraz w pokoju pod tą ścianą z lustrem stała kanapa, która, gdy nocowali, albo w innych wypadkach była rozkładana i stanowiła ich łoże sypialne dość często używane w razie właśnie tak zwanych innych wypadków. Zdarzały się one nader często w dzień, lub weekendy. Oni byli wciąż zakochani i działali na siebie jak dwoje nienasyconych nastolatków, a przecież minęło już tyle lat, kiedy nimi byli. To wzajemne, wspólne odczuwanie czegoś, o czym już zapomnieli, wróciło teraz z niesamowita siłą, gdy nagle wpadając na siebie, ich zawiłe ścieżki życia niespodziewanie się skrzyżowały. Teraz leżeli leniwie na tym łożu beztrosko przytuleni, a on wspominał szybką nocną akcję, gdy ona nie chciała wieczorem się kochać, zmęczona zabieganą sobotą. Kiedy się nie kochali przed zaśnięciem, on zwykle pytał: - Kochanie! Mogę cię obudzić w nocy? Pytanie to zadał, gdy wyszła właśnie zupełnie naga z łazienki i poczuł na jej widok impuls, jakby ktoś włączył przełącznik z napisem „pożądanie”. Jej zgrabna sylwetka kusiła idealnymi kształtami długich zgrabnych nóg, ...