1. Drzewo. Marta i podglądacz


    Data: 30.08.2019, Autor: Historyczka

    ... nazywa? Nie jestem cichodajką ani dziwką!
    
    Energiczne tempo sztychów stało się jeszcze bardziej żywiołowe.
    
    – Aaaa! Aaaachhh… aaaaaaaaaaa! Jeszcze nikt mnie tak dziarsko nie wziął!
    
    Kutas zdwoił obroty, pieprzył mnie najszybciej, jak to było możliwe. Już nie jęczałam. Stękałam
    
    – Ojjj ojjjj ojjejjjj…
    
    Łóżko skrzypiało głośno, wyobrażałam sobie, że usłyszą sąsiedzi, co było dodatkową stymulacją. W rolę wczułam się maksymalnie.
    
    – Tylko niech pan we mnie nie kończy! Nie chcę zostać mamusią…
    
    – Jak to pana to nie interesuje? Może mi pan zmajstrować dzidziusia!
    
    – Jak pan może mówić tak ordynarnie: spuszczę ci się w piździe, zbrzuchacę!
    
    – Achh… jak pan mógł mi to zrobić… ja… porządna i szanowana pani nauczycielka… będę chodziła z brzuchem… zostanę panną z nieślubnym dzieckiem… Wszystkie wiejskie plotkary będą dopytywały, kto mi to zmajstrował…
    
    Czułam, że odpływam. Szczytowałam mocniej niż na ostatniej realnej randce z prawdziwym facetem. Świat wirował, nie słyszałam niczego. Tylko jeden dźwięk – trzask za oknem. Całkiem spora gałąź odłamała się od pnia drzewa.
    
    ***
    
    Na drugi dzień, gdy mijałam Rudolfa, nogi się pode mną uginały. Byłam niepomiernie skonsternowana, ale jednocześnie coś mnie do niego pchało. Zaprosiłam go pod byle pretekstem.
    
    Ożywiony, jakby sporo śmielszy, mimo że utykał na jedną nogę, przyniósł domowe wino. Chyba zaszumiało mu w głowie, gdy wypiliśmy kilka lampek. Chciał coś oznajmić, ale długo nie mógł tego z siebie wydusić.
    
    – ...
    ... Muszę coś pani powiedzieć, ale się wstydzę.
    
    – Śmiało, nie krępuj się… Może, żeby się ośmielić, wyobraź sobie, że jestem twoją mamą lub może nawet… koleżanką? Hmm… bliską przyjaciółką?
    
    – Nooo ok. Więc… Więc… Muszę pani powiedzieć, że wczoraj… Nie… nie mogę!
    
    – Ale jeśli już zacząłeś, to bądź konsekwentny. – Uśmiechałam się trzepocząc rzęsami.
    
    Rudolf zarumienił się i spuścił oczy.
    
    – Bo ja… bo ja… panią podglądałem.
    
    – Ojej! Jak to, w jaki sposób?! – Udawałam niesłychanie zaskoczoną i oburzoną.
    
    – Przez okno…
    
    – O Jezu! – Odgrywałam coraz większe skonfudowanie. – Ale… co zobaczyłeś? – zamyśliłam się, jakby próbując odtworzyć scenariusz wczorajszego wieczoru.
    
    – Panią…
    
    – Ojej! O Boże! Chyba nie widziałeś jak się rozbieram?!
    
    – Nnoo…
    
    – Obserwowałeś jak zdejmuję spódnicę?! – udawałam lekką panikę.
    
    – Nnoo… widziałem… nie tylko… – Zaraz gdy to powiedział, ugryzł się w język.
    
    – Jezu! Ale chyba nie dostrzegłeś, jak zdejmuję stanik?!
    
    – Nnoo… więc… tak…- jąkał, potwornie zmieszany.
    
    – Ach! Mój Boże! – Czułam, jak mocno uderzyło mi wino do głowy, a teraz jeszcze uderzała adrenalina. – Czyżbyś widział mój nagi biust?
    
    Chłopak nic nie odpowiedział, ale i tak ta sytuacja ekscytowała mnie bezgranicznie. Jakaś tajemna siła kazała mi w nią brnąć, na ile się tylko da.
    
    – Czyżbyś dostrzegł nawet moje majtki?
    
    Rudolf nie miał już siły wydusić z siebie choćby słowa. Tylko kiwał głową.
    
    – Jezus Maria! Chyba nie powiesz, że zobaczyłeś także to, co mam pod ...
«12...567...11»