Wspomnienia starego trepa...
Data: 14.09.2022,
Kategorie:
Brutalny sex
Autor: Jan Sadurek
Niewielu z Was pamięta czasy z okresu tak zwanej komuny. Ja pamiętam doskonale i dobre i złe strony tego śmiesznego ustroju...
Był to czas mojej młodości, wesołej, radosnej, pełnej trosk i kłopotów, które trzeba było umiejętnie rozwiązywać. Miałem trochę lepiej od innych młodych ludzi, bo byłem oficerem w wojsku, żołnierzem zawodowym. Muszę przyznać, że choć zakres moich możliwości odnośnie podwładnych był trochę ograniczony; to jednak dawał mi pewną swobodę w decydowaniu o ich losie. Do tego to nie był mały garnizon, tylko duże miasto wojewódzkie w którym z nieznanych mi powodów była znaczna „nadwyżka” kobiet, przy naprawdę wielkim niedoborze chłopaków. Wszyscy wojacy cieszyli się względami płci pięknej, wielu stanowiło łakomy kąsek dla panienek. Może zainteresuje Was kilka wspomnień? Jeśli tak – czytajcie dalej.
Po kilku latach służby doszedłem do stopnia kapitana, wiązało się to z awansem na wyższe stanowisko i z awansem finansowym; a że byłem sam – powodziło mi się całkiem nieźle. Byłem wtedy dowódcą kompanii, miałem pod swą komendą prawie setkę młodych ludzi pochodzących z różnych stron naszego pięknego kraju; chłopaki różnili się nie tylko wyglądem, ale też wykształceniem, pochodzeniem i wychowaniem w domu. Kilku było żonatych, kilku miało narzeczone, albo sympatię, inni bez problemu znajdowali panienki „na mieście”. Pisząc „panienki” absolutnie nie mam na myśli lokalnych prostytutek (choć one także cieszyły się wielkim wzięciem, nie biorąc zbyt wysokich opłat ...
... za swe usługi – znały doskonale wysokość żołdu, którym dysponował taki szeregowy żołnierz), ale rzeczywiste panny, kobiety, mężatki, które spotykały się z mymi podwładnymi. Piątek wieczór, mam wolny weekend, idziemy z kolegą Witkiem do kasyna na kolację. Mieszkamy w internacie, każdy ma do dyspozycji ładny pokoik z łazienką, panie pracujące w recepcji są bardzo dyskretne, a tę ich dyskrecję wspomagamy drobnymi upominkami, które często od swych mieszkańców otrzymują. Wprowadzić do siebie jakąś laseczkę nie było problemem; bomboniera albo jakiś drobiazg zamykał paniom buzie. Nie tylko były to upominki... O tym jednak później.
Teraz jesteśmy w kasynie, wcinamy jakieś flaczki, czy inną fasolkę, do tego obowiązkowy kieliszek wódki. Ponieważ był to piątek mieliśmy zapewnioną muzyczkę „do kotleta” w wykonaniu zespołu składającego się z żołnierzy z garnizonu, bo w piątki i soboty latem były organizowane dancingi, czyli potańcówki. Tak było i tego wieczoru. Żeby nie być zmuszonymi do jakiegoś niechcianego towarzystwa – wykupiliśmy wszystkie cztery miejsca przy stoliku. Sala zaczęła się zapełniać, przyszło kilka znajomych małżeństw a my ciągle sami. Przetańczyliśmy kilka kawałków z jakimiś dziewczynami, których partnerzy oddawali się rozkoszom spożywania wódeczki, po kolejnej rudzie szalonych rytmów lat 80-tych wyszliśmy na zewnątrz, żeby trochę ochłonąć. Był ciepły, lipcowy wieczór, staliśmy sobie popalając papierosy. W pewnym momencie Witek szturchnął mnie w łokieć i wskazał brodą ...