-
Mecz
Data: 29.11.2022, Kategorie: Lesbijki Zdrada Autor: Ravenheart
- Pooooolska, Pooooolska... Biało-Czerwoniii! - donośny ryk naszych Panów i Władców dobiegł z pokoju. Oznaczało to, że już za chwilę rozpocznie się relacja, a my na półtorej godziny stracimy naszych mężów. Na szczęście kuchnia była naszym królestwem, naszą oazą i ucieczką. Rozpoczęłyśmy z Anką przygotowania do wielkiej, dietetycznej wyżerki. Na kuchennym stole szybciutko pojawiły się półfabrykaty do sałatek i surówek, a z lodówki wyjechało wino. Może było odrobinę zbyt chłodne, ale przy panującym w powietrzu letnim upale uznałyśmy to za niewielkie przestępstwo. Tymczasem Roman i Paweł, nasi dzielni kibice, obstawili się zapasem piw i chipsów. Jak duże dzieci, nałożyli sobie na głowy idiotyczne czapki i dumnie rozsiedli się na kanapie w pokoju. Boże, co mnie skłoniło, żeby wyjść za faceta, dla którego szczytem szczęścia jest śledzenie dwudziestu dwóch gości, uganiających się za kawałkiem napompowanej skóry?! Acha, prawda... już sobie przypomniałam. Kocham go. W sumie i tak trafiłam lepiej niż Anka. Roman, najlepszy kumpel mojego męża, poza rzeczywiście niezłym ciałem, niczego sobą nie prezentował. Paweł przynajmniej skończył studia i zajął się jakąś normalną pracą. Roman zaliczył pięć różnych uczelni, po czym stwierdził, że to mu wystarcza, a dyplom i tak szczęścia nie daje. Imał się najróżniejszych zajęć - teraz pracował jako logistyk w firmie tej samej firmie, co mój Paweł. Nigdy nie pojęłam, jakim cudem poderwał sobie taką dziewczynę jak Anka. Zdolną, ...
... inteligentną i piękną. Niezależną i samodzielną. Przerastała go przecież o kilka klas. - Anka, Kaśka... chodźcie do nas - usłyszałam nawoływanie z pokoju Anka skrzywiła się i porozumiewawczo mrugnęła do mnie okiem. - Potem. Najpierw przygotujemy żarcie - krzyknęła w kierunku sali telewizyjnej, a potem szturchnęła mnie łokciem - Dawaj korkociąg, bo wino nam się ugrzeje. Usłyszałam zapowiedź zbliżającej się transmisji, a potem głos komentatora omawiającego składy. W pokoju zapadła nabożna cisza. No, półtorej godziny spokoju od męża! Sięgnęłam po otwieracz i podałam go Ance. Uśmiechnęła się dziwnie, wyjęła go mojej dłoni i odłożyła na stół. A potem wzięła mnie pewnie pod brodę, podnosząc moją głowę, jakbym była małą dziewczynką, która coś zbroiła. - Nie! - pomyślałam nagle, pełna przerażenia - Tylko nie teraz. Tylko nie tu! Uśmiechnęła się z wyższością i chłodną pewnością siebie. - Wyskakuj ze spodenek - powiedziała spokojnie. Zdrętwiałam. Co ona gada? Przecież nasi mężowie są tuż za ścianą! Zawahałam się. - Nie słyszałaś, co mówię? - spytała groźniej. Zrobiło mi się słabo. - Anka, daj spokój... Nie teraz - jęknęłam cicho - Przecież oni mogą w każdej chwili... Jakby dla potwierdzenia moich słów z drugiego pokoju rozległ się jęk zawodu kwitujący jakiś fatalny kiks, po którym Paweł głośno zaczął się domagać przyniesienia następnego piwa. Anka sięgnęła po stojący sześciopak i nie wychodząc z kuchni podała go przez drzwi, jednocześnie nie spuszczając ze ...