Czesc jedenasta: Iza, odcinek pierwszy.
Data: 30.11.2022,
Kategorie:
Zdrada
Autor: Michal Story
... Nie to miałem na myśli...
Winda dojechała na parking pod ziemią, kończąc swoją drogę radosnym "bing, bong". Tutaj już Iza szła równo ze mną.
- Nie boisz się nakrycia?
- On nie ma samochodu.
- OK - wcisnąłem w kieszeni guzik pilota i w oddali błysnęły kierunkowskazy.
- To jaki masz plan, może coś zjemy? - zaproponowałem.
- Nie jestem głodna. No, na pewno nie jedzenia - zupełnie nie przypominała siebie z naszego pierwszego "spotkania".
Otworzyłem przed nią drzwi pasażera, widać było, że wnętrze samochodu pokryte jasną skórą zrobiło na niej wrażenie.
- Fiu fiu...
Obszedłem auto i wsiadłem za kierownicę.
- Co fiu fiu? Samochód? Urządzenie do przemieszczania się z punktu A do punktu G.
Chciałem powiedzieć "B" ale wyszło jak wyszło. Iza chyba nie wyłapała.
- Całkiem wygodne te urządzenie.
- Dużo podróżuję, więc takie być musi.
Fakt - podróżuję sporo, ale aż takiego dużego auta nie potrzebowałem. Ale robi wrażenie na klientach. I laskach. Ale oficjalna wersja jest taka, że to dla klientów, żeby widzieli, że nie byle leszcz przyjeżdża. I to zdaje się działać.
- To gdzie jedziemy? - lawirowałem w wąskich przejazdach parkingu zdążając do wyjazdu z podziemi.
- Zawieź mnie do domu, ale nie tak od razu - i podała mi adres.
- Kawałek drogi do domu masz, nie męczy cię dojeżdżanie?
- Nie, przyzwyczaiłam się.
Wyjechaliśmy z podziemi, zmierzchało powoli, latarnie uliczne już się paliły. W ich świetle z przyjemnością obserwowałem jej ...
... szczupłe opalone nogi ładnie odcinające się od skóry siedzenia. Iza zapadła głęboko w fotel, chyba unikając spojrzeń z zewnątrz. Spojrzałem na ekran licznika - siedemnaście stopni na zewnątrz, mimo pory roku jeszcze było dość ciepło. Prowadziłem auto powoli, nieśpieszno mi było ją odwozić za szybko. Minęliśmy centrum i moja pasażerka wyraźnie się odprężyła. Podciągnęła się na siedzeniu, rozejrzała po aucie, bacznie przyglądając się tylnej kanapie.
- No no no... Całkiem sporo miejsca.
- Z tyłu? No sporo, tylko nikt tam nie jeździ w zasadzie.
- Nikt, żona, dzieci, pies?
- Nikt. Żony nie mam, dzieci to nie moja bajka, na psa nie mam czasu. - połowicznie skłamałem, żony nie mam ale jest przecież Bea.
Poczułem jej dłoń na udzie, niebezpiecznie blisko krocza.
- Ojej, jakiś ty samotny.
- Nie taki znów samotny, na to akurat nie narzekam - odparłem bez namysłu.
- Aha, no to w porządku - udała nadąsaną, zabrała rękę i położyła ją sobie na udzie wyżej niż pozwalała jej na to spódnica, materiał zmarszczył się odsłaniając jeszcze bardziej opalone nogi. Myślałem i miałem cichą nadzieję, że coś z tą ręką zrobi, ale się przeliczyłem. Zastygła w bezruchu, więc przejąłem inicjatywę. Złapałem ją za rękę i położyłem ją sobie na udzie. Moja dłoń z kolei powędrowała na jej udo, delikatne w dotyku. Palce musnęły wewnętrzną stronę jej nogi. Odstęp pomiędzy jej kolanami powiększył się nieznacznie, jakby sygnalizując mi brak sprzeciwu. Jej zgrabna dłoń (choć niestety ciągle z ...