1. Wiedźma


    Data: 18.12.2022, Kategorie: Fantazja zima, góry, Autor: sajmon

    Śnieżyca przetoczyła się na drugą stronę gór i zrobiło się trochę jaśniej. Słońce zaszło już za grzbietem, ale niebo było jeszcze rozświetlone jego blaskiem. Wiatr pędził strzępy chmur, niczym poszarpane latawce. W dolinie zaległ już jednak cień i wtedy Adam zauważył kolorowe światło, które zapaliło się gdzieś w oddali. Spomiędzy drzew wiatr wywiał smużkę dymu, a więc w dole była jakaś ludzka siedziba. Podniósł się spod korzeni rozłożystej jodły, pod którą schronił się przed kolejnym atakiem burzy śnieżnej i otrzepał z białego pyłu. Serce zaczęło mu mocniej bić, a umysł napełniła jasność. Gdzieś tam, nieopodal byli ludzie, a więc był uratowany…
    
    Wyciągnął smartfona i spojrzał na zegarek. Dochodziła szesnasta. Zasięgu dalej nie było, ale przyszły słowackie esemesy, a więc musiał się w międzyczasie zalogować do ich sieci. Zszedł na drugą stronę granicy, tego był pewien.
    
    Rano, kiedy wyruszył na nartach ze schroniska, pogoda już nie zapowiadała się najlepiej. Wiało i po niebie przetaczały się ciemne chmury. Ale uparcie wyszedł w góry. Kiedy jednak przemierzał rozległe połoniny, rozpętało się istne piekło. Wiatr o sile orkanu chłostał gęstym śniegiem i poniewierał nim niczym szmacianą lalką. Zdjął go strach. Widoczność spadła do zera i zaczął zjeżdżać w dół na oślep, byle dotrzeć do drzew, które dałyby mu osłonę. Niżej był stary las, w którym znalazł chwilę wytchnienia. Nie natknął się jednak na żadną ścieżkę, nawet choćby na ślad jakiegoś duktu, który wskazałby mu ...
    ... drogę. Zalesione zbocze opadało bardzo stromo w dół i pełne było fantastycznie poskręcanych pni, wykrotów i skalnych wychodni, które bardzo ciężko było pokonać na nartach. Zsuwał się po urwistych stromiznach na czuja, aż spadł z niewidocznego z góry skalnego występu. Od upadku rozleciały się wiązania jego nart, które od tej chwili stały się bezużyteczne. Chciał wezwać pomoc, ale nie było w telefonie zasięgu. Porzucił więc narty i ruszył na nogach, przewracając się w zaspach i zsuwając po stromych stokach. Tak dotarł na skraj rozległych pustych przestrzeni, gdzie znów uderzyła śnieżyca. Nie wiedział, gdzie jest. Dookoła rozciągało się obce i złowrogie pustkowie. Serce waliło w nim z przerażenia jak szalone. Wydobył z portfela tabletkę alprazolamu, którą nosił ze sobą na czarną godzinę, przepił ją herbatą z termosu i zagrzebał się pod korzeniami ogromnej jodły, żeby przeczekać szkwał. Po chwili przyszło ukojenie. Śnieżyca też minęła. Zdrzemnął się…
    
    Zaczął się trząść z zimna, ale miał jeszcze w termosie resztkę herbaty. Napił się jej i ruszył pełen nadziei w kierunku ludzkich siedzib. Wskazujące mu kierunek światło, połyskiwało niczym opal raz czerwienią, raz żółcią, a raz fioletem.
    
    Wszedł między drzewa i chwilę potem zsunął się ze skarpy, tłukąc się o wystające korzenie. Usłyszał szczekanie i nagle rzuciły się na niego dwa ogromne psy, szare i wychudzone niczym wilki. Poczuł ich śmierdzący oddech i kąśliwe szarpnięcia wielkich kłów.
    
    – Spokój, zostaw! – usłyszał kobiecy ...
«1234...11»