1. Wiedźma


    Data: 18.12.2022, Kategorie: Fantazja zima, góry, Autor: sajmon

    ... głos.
    
    Psy cofnęły się, a zza nich wyłoniła się ciemna postać, okutana w długie futro, z kapturem na głowie.
    
    – Wynocha diabły jedne! – przegoniła je kijem, stając nad Adamem – Żyje pan? – opuściła kaptur i wyciągnęła do niego dłoń.
    
    Spod kruczoczarnych związanych w długi warkocz włosów, spoglądały na niego ciemne, świdrujące oczy. Jej surowy wyraz twarzy podkreślał ostry nos i podłużne bruzdy.
    
    – Zgubiłem drogę. – odparł zawstydzony.
    
    – Zmierzcha już. Dalej pan dziś nie pójdzie. – rzekła, pomagając mu, obolałemu wstać. – Ależ pan wygląda, jakby pan z wojny wrócił.
    
    – To pani psy…
    
    – Przepraszam za nie. To dzikie diabły, ale tu na odludziu są moimi aniołami stróżami.
    
    Zarzuciła kaptur i ruszyła wydeptaną w głębokim śniegu dróżką, prowadząc go do furtki w drewnianym płocie. Adam, słaniając się na na nogach, poczłapał za nią w kierunku niedużego, drewnianego domu. Było już całkiem ciemno. Widoczny z daleka blask, wydobywał się z dużej werandy, zwieńczonej trójkątnym szczytem. Weranda w całości zabudowana była kolorowymi szybkami, z których każda szybka była innej barwy i przechodzące przez nie światło dawało efekt witraża. Kobieta otworzyła drzwi prowadzące do jasnego wnętrza, z którego buchnęło przyjemne ciepło. Ganek pełnił funkcję małej oranżerii. Wewnątrz, mimo środka zimy, bujnie rosły różne rośliny. Rozejrzał się wokół. Na ziemi dojrzewały jakieś dyniowate owoce, wyżej pięły się zielone strączki, wysokie zioła i kwiaty sięgały pasa, a ponad nie swe ...
    ... szerokie, siedmiopalczaste liście rozpościerały dorodne konopie.
    
    Przez kolejne drzwi weszli do izby, przypominającej kurną chatę ze skansenu.
    
    W piecu buzował ogień, na wielkiej blasze bulgotał cały rząd garczków. Wszędzie po kątach suszyły się zioła. Pachniało starym drewnem, suszem i stęchlizną. Było duszno i gorąco, i Adam nareszcie poczuł, że topnieje.
    
    – Gdzie to taki śliczny, młody chłopak samotnie błądzi po górach. – zagadnęła Adama, kiedy się rozpłaszczyli.
    
    Adam nie był młody. Był już dobrze po trzydziestce, ale z pewnością był o wiele młodszy od niej. Kobieta, która na pierwszy rzut oka wydała mu się wysoką, kościstą traperką z filmów o Alasce, okazała się być niższa o głowę i stwierdził, że jest chyba kimś w rodzaju zielarki.
    
    Na drewnianym stoliku po chwili pojawił się talerz gorącej zupy, którą pożarł łapczywie, parząc sobie język. Tymczasem gospodyni przyniosła flaszkę jakiejś zielonej nalewki, z której upuściła kilka kropel na gazik i zbliżyła się do Adama.
    
    – Zapiecze – ostrzegła i przyłożyła mu gazik do twarzy.
    
    Zapiekło, aż Adam syknął.
    
    – Zadrapały pana tylko – wyjaśniła, kończąc przemywać rany.
    
    Nie odłożyła jednak butelki, tylko nalała mu do kubka, dopełniając wrzątkiem i słodząc łyżką miodu.
    
    – Proszę się nie bać – uspokajała, widząc jego wahanie – Własnej roboty, bimberek! – zarechotała – Rozgrzeje pana.
    
    Adam napił się. Był słodko, ziołowo, gorąco i bardzo mocno. Zapachniało anyżem i koprem, zagorzkniało piołunem i zakręciło się mu w ...
«1234...11»