Marta i natarczywy biznesmen
Data: 23.12.2022,
Kategorie:
nauczycielka,
pończochy,
biznesmen,
Podglądanie
Autor: historyczka
Do intensywnie zaangażowałam się w działalność fundacji wspierającej domy dziecka. Sama wychowywałam się bez ojca. Kiedy matka trafiła na kilka miesięcy do szpitala, ja, jako nastolatka, znalazłam się na ten czas właśnie w bidulu.
Atmosfera w naszym domu dziecka była koszmarna. Starsi chłopcy znęcali się nad młodszymi, zdarzały się przypadki przemocy seksualnej, pamiętam jak drżałam o swą cnotę... Dlatego, kiedy dorosłam, zainteresowałam się pomocą dla podobnych przybytków. Szczególnie dla tego w naszym miasteczku. Był mały, więc wychowawcom udało się mimo że wychowankowie nie byli aniołami, stworzyć przyjazny, a wręcz zaryzykowałabym określenie - rodzinny - klimat. Niestety, stary budynek wymagał tak gruntownego remontu, że pojawiło się widmo zamknięcia placówki. Nasza fundacja musiała zdobyć fundusze.
Swoją działalność intensyfikowaliśmy w grudniu, przedświąteczny czas sprzyjał zbieraniu datków dla naszych podopiecznych. Często wysyłano mnie do jakiegoś prezesa, abym prosiła o wsparcie, uważano iż wobec młodej, atrakcyjnej kobiety wpływowy biznesmen zechce wykazać się gestem.
Podobnie było i teraz. Szef naszej fundacji zadzwonił, bym udała do największej firmy w regionie i porozmawiała z prezesem.
- Tylko koniecznie załóż jakąś minispódniczkę! Odstaw się powabnie, na lalunię... jak to tylko ty potrafisz… Choć i tak jesteś dżaga. Wiadomo, że oni mają potężną kasę i do tego lansują się na firmę odpowiedzialną społecznie.
Nie musiał mi powtarzać, jak ważna jest ...
... duża suma. Dom dziecka z ulicy Warszawskiej był w fatalnej kondycji i tylko istotne wsparcie mogło go uratować. Byłam wyjątkowo zmotywowana.
Postanowiłam rzeczywiście założyć mini, moją ulubioną, małą czarną. Czarne kozaczki z dość wysokimi cholewkami na niemałej szpilce, pończochy oraz grafitowy, dopasowany żakiet. Przejrzałam się w lustrze i skonstatowałam, że wyglądam całkiem seksi. Niczym reprezentacyjna sekretarka ważnego szefa, który chce się nią pochwalić kolegom łasym na kobiece wdzięki.
Prezes okazał się eleganckim i przystojnym facetem tuż po czterdziestce. Miał na imię Dawid. Podobno rodzice nadali mu to imię na cześć Rockefelera. Ojciec zaczynał jako pomocnik mechanika w Niemczech, mimo, że miał wykształcenie jedynie podstawowe, przez lata pracy dorobił się majątku na ściąganych z Niemiec autach. Wtajemniczeni twierdzili, że kradzionych. Syn, już gruntownie wykształcony, z tytułem MBA londyńskiej uczelni, przejął schedę i wykorzystując swe międzynarodowe kontakty, prowadził ją ze światowym rozmachem.
Dawid, poznając mnie, szarmancko pocałował mnie w kokieteryjnie podaną dłoń, co uznałam za dobry prognostyk, wiedziałam wszak, że na Zachodzie nie zwykło się cmokać kobiet w rękę.
Od początku lustrował mnie wzrokiem. Odnisław wrażenie, że wręcz - drapieżnym wzrokiem. Wiódł nim za moją pupą, zanim ją ulokowałam na kanapie. A najwyraźniej tak mnie usadził, by dogodnie obserwować moje nogi. Peszyło mnie to dosyć, odruchowo próbowałam obciągać w dół miniówkę, ...